Tytu³: Tre¶æ naprzeciw tre¶ci Wiadomo¶æ wys³ana przez: Micha³-Anio³ Styczeñ 29, 2010, 20:24:29 Tre¶æ naprzeciw tre¶ci
Lech Robakiewicz My¶la³em rano o Energii (pranie?), która jest Czyst± Informacj±, a z której umiemy (b. nieliczni — osoby o tzw. wysokich kwalifikacjach duchowych) czerpaæ mniej wiêcej tyle, co prostak, ciesz±cy siê, ¿e podpiêta do kabla infostrady dioda — ¶wieci. ¦wieci! A wiêc — my¶limy — to prawda, ¿e poprzez eter przenosi siê energia! I czerpi±c zeñ, mo¿na siê mo¿e obyæ bez jedzenia! A ¿e cokolwiek nadto, ¿e mo¿e co¶ ta energia niesie — nawet siê nie przy¶ni nam i nie zmajaczy. To tak, jakby¶my w ksi±¿ce widzieli paliwo do pieca. Tak wiêc niez³y to numer <kawa³, kabal, sifer, sefer> z tej ksiêgi praniem. Odgarn±æ siebie. Tam, które jest tu. Rozmowy ze zwierzakami bardzo pomagaj± w wyczuleniu ucha na tê odmienn± sk³adniê, na inne rejestry znaczeñ, na jêzyk (s³owo) ró¿ny od tego, który jest tym wierzchnim mn±. Uwewnêtrznienie w³adz poznawczych. Czy ucho mo¿e zrozumieæ, ¿e aby s³yszeæ (w zachwyceniu?), trzeba (czasem) zwróciæ siê ku centrum. Trzecie (wewnêtrzne) ucho. Zintegrowany, koherentny, holostezyjny „przekaz”, który nie tyle siê odbiera, co siê nim staje, albo siê go dostêpuje. Oczywi¶cie narzuca siê ³atwe skojarzenie z tzw. ³ask±, ale o ¿adnej tego typu ³asce[1] mowy byæ nie mo¿e, bo nikt nikomu ³aski (³askawie) nie robi, choæ warunkiem sine qua non „dost±pienia” (do) tej (diachronicznej, pozaczasowej, „bêd±cej siê” non stop) „transmisji” jest rzeczywista, prawdziwa pokora. O ile¿ prawdziwsza i trudniejsza od tej (bêd±cej artyku³em dewocji), do której siê nas namawia, wprawia od stuleci, a maj±cej swój wyrazisty, mitologicznie obwiedziony mocnym konturem przymiotów obiekt (Patris nostri) — bêd±cej de facto zdaniem ca³ej swojej w³adzy wyboru, suwerenno¶ci, na antropomorficzny byt nadrzêdny, swoist± transakcj± handlow± (ja Ci dam siebie, a Ty mi w zamian <pojmowane jako bez-pieczeñstwo od niepewno¶ci, od zmiany> zbawienie) — jak¿e podobn± do sprzedawania (za pokój wieczny tym razem) duszy, czêstokroæ za¶ wrêcz groteskowym upokorzeniem, lêkliwym (boja¼ñ bo¿a?), pochlebczym, budz±cym co najwy¿ej lito¶æ, albo i politowanie — p³aszczeniem. Jednak u¿y³em s³ów przekaz i dostêpuje, co ¶wiadczyæ siê zdaje o pewnym gradiencie kompetencji i sugestii, ¿e dostêpuj±c — korzystamy. Przeciwnie — st±d przekaz ujêty w cudzys³ów. Zreszt± to jest, ogólnie, obszar — je¶li nie zawieszenia, to pulsowania, migotania znaczeñ, gdzie znakomita wiêkszo¶æ przydatnych tu, swojskich pojêæ, okazuje siê bardzo w±tpliwymi przyrz±dami, dlatego, gdy ju¿ siê do nich uciekaæ, lepiej cechowaæ je znakiem umowno¶ci — choæby cudzys³owu[2]. Ale do rzeczy — o czym jest ta Czysta Informacja, której siê „dostêpuje” (w cudzys³owie, b±d¼ bez)? Co daje wzniesienie siê na taki poziom ¶wiadomo¶ci, ¿e nie tylko mo¿na (dajmy na to) nie je¶æ, ale jeszcze... Co? I po co? Czemu siê tam wpychaæ? (Je¶li wolno siê tak obcesowo, w tym przybytku ducha, wyra¿aæ.) Odpowied¼ — k³opotliwa. Za przyczynek niech pos³u¿y pewna przypowie¶æ. To bardzo trudny ustêp z tzw. Kazania na górze [Ewangelia wg Mateusza[3], 5,3]: Makarioi oi ptochoi to pneumati oti auton estin e basileia ton ouranon (Szczê¶ni nêdzarze ducha, ich jest bowiem królowanie[4] niebieskie[5]) — z ca³ego kontekstu wynika, ¿e chodzi o prze¶ladowanych przez ciemn± t³uszczê[6] ¶wiadków Prawdy, czemu jednak Jezus nazywa ich nêdzarzami ducha? Ptochoi to ludzie wyzuci ze wszystkiego, pariasi nie mog±cy nawet naj±æ siê do pracy za strawê i dach nad g³ow±; pokrewne temu s³owu ptosso to kuliæ siê, kurczyæ — tak przed zimnem, jak w obliczu wystawienia na wszelki cios. A wiêc to nie tylko nêdznicy, ale ludzie nadzy, a pamiêtaæ nale¿y, ¿e przez dalsze (bez ma³a) dwa tysi±clecia dostatek bêdzie siê wi±za³ z bezpieczeñstwem, a nie posiadaj±cy nic, bêd± ustawicznie igrzyskiem przeciwno¶ci losu. Czego wiêc mówca od s³uchaczy oczekuje? Czy chce jedynie przekazaæ, ¿e ostatni bêd± pierwszymi, a pierwsi ostatnimi [Mt 20,16[7]] — ¿e wezm± odwet na doczesno¶ci? ¯e ich poni¿enie zostanie nagrodzone w za¶wiecie? Nie my¶lê. Do jednych wszak „powieda w przypowie¶ciach” (en parabolais[8]; Mt 13,10), do inych mawia wprost — wszystko zale¿y, czy komu dane jest poznaæ misteria (tajemnice) królowania (basileias — w³adztwa, powodowania wp³ywami, misternego nastawiania, sterowania, a wreszcie i stwarzania) niebieskiego (ouranon to z pewno¶ci± nie niebiosa jako sklepienie niebieskie, czy przestrzeñ nadniebna, ale — one w nas i pomiêdzy nami[9]) — je¶li kto zosta³ wprawiony w pos³udze — rozumie i tam jest, kto nie — temu i co ma, odjêtym bêdzie [Mt 13,12[10]] (bo siê z tre¶ci wypatroszy). Tak wiêc, rekapituluj±c: (ojciec duchowny) naucza o przekroczeniu przywi±zania — primo: trudnym dziele odsup³ania, odpl±tania wêz³a uwik³añ rzeczowych, doczesnych (ubóstwo pojmowane literalnie), secundo: piêtro g³êbiej — o ubóstwie (nêdzy), nago¶ci ducha, a wiêc o uwolnieniu od przywi±zañ psychicznych — przede wszystkim o wyzwoleniu od odruchów, nawyków, obyczajów [£k 9,59[11]], a wreszcie i od istotnych organów samej osoby — ca³ego baga¿u spowitych emocjami engramów pamiêci[12], skrzeplin i skrofu³ów do¶wiadczonego bólu — lecz nie od summy osoby jako pozawerbalnej, pozafabularnej jej tre¶ci, co jest ¿ywotnym przejawem trwania w pokorze[13]. Rzec mo¿na, ¿e duch rozpoznaje wówczas, w stanie nêdzy — siebie, swoje czyste, nieskalane ja — bo nic ju¿ nie ma, nic, co by nie by³o nim, bo zosta³ tych rozmaitych mebli, przyrz±dów, aparatów zbawiony. Jezus nie zaprasza do udzia³u w przysz³ej w³adzy, ale stawia znak równo¶ci pomiêdzy tak pojêt± nêdz± ducha a nacechowanym mistycznie rozumian± ¶wiêto¶ci± nowego gatunku powszechnym kap³añstwem — bowiem owa nêdza implikuje wprost królowanie, nie jest jego warunkiem, ale jest z nim to¿sama. A wiêc makarioi oi ptochoi — zaprawdê szczê¶ni nêdznicy. [1] Spotka³ mnie zarzut niezrozumienia pojêcia ³aski. W rewan¿u winienem mo¿e przypomnieæ (adaptuj±c) Mickiewicza: czemu mi zarzucacie, ¿e ¼le o ³asce piszê, kiedy piszê o ³asce z pe³nym rozmys³em tak w³a¶nie. £aska sensu stricto nie mo¿e byæ pojmowana w oderwaniu od podmiotu (obszaru? przestrzeni?) ³askawcy — ³aski udzielaj±cego, lub atrybuty (przymioty) ³aski udostêpniaj±cego. W³a¶nie Patris nostri — bytu o wiêkszych kompetencjach poznawczych i sprawczych. Samo pojêcie ³aski jest sk³adow± lêkowego paradygmatu, sytuuj±cego s³abego, nie¶wiadomego (przysz³o¶ci zw³aszcza), zalêknionego cz³owieka w czyhaj±cym na ka¿dy jego b³±d (z³y wybór) ¶wiecie; za¶ afiliacja do przemo¿nej mocy, której za¶ ten gro¼ny ¶wiat musi ulec (bo siê jej boi), jest pokus± nie do przezwyciê¿enia. £aska wiêc jest przez byt wy¿szy ontycznie: dawana, zes³ana, udzielana, przez ni¿szy za¶: otrzymana, uzyskana, wyjednana, wymodlona, wystarana. Próby zidiomatyzowania pojêcia ³aski — maj±ce za cel jego swoi¶cie pojêt± autonomizacjê (uniezale¿nienie od hipotetycznego bytu poza ¶wiatem) (sam siê tak pojmowanym pojêciem ³aski pos³ugiwa³em) — musz± nara¿aæ na po³owiczn± „dzielno¶æ”, no¶no¶æ, zdolno¶æ znaczeniow± — poniewa¿ rudymentami powi±zañ z owym bytem zawsze bêdzie podszyte. Niesymetryczna relacja z Bogiem daje nadziejê na „wzmo¿enie cz³owieczeñstwa”, na „ubogacenie” go bez kosztownej rezygnacji z (a choæby zawieszenia prawomocno¶ci) aparatów ogl±du — ¶wiata i siebie, ze znajomych przyzwyczajeñ, obrzêdów, na podkrêcenie napiêæ (uatrakcyjnienie), podniecenie fabu³y, wprowadzenie nowej, c i e k a w e j intrygi — niczym wyrafinowanego podk³adu muzycznego do naszego filmu, przyprawy intelektualnej, mieszcz±cej siê jednak w obrêbie paradygmatu, nie wymagaj±cej ani dramatycznych przemeblowañ (czy wrêcz mebli porzucania), ani — zw³aszcza — tego paradygmatu przekraczania (metanoja — £k 4,17). W gruncie rzeczy jest jednak rodzajem usankcjonowania niedojrza³o¶ci, niesamodzielno¶ci, a wreszcie nieodpowiedzialno¶ci. Tak pojêta ³aska jest przede wszystkim przedmiotem, fantem w relacji pomiêdzy bytami. Co znamienne dla przedmiototwórczego paradygmatu lêku (i jest dlañ). Byt wy¿szy daje, a ni¿szy przyjmuje i ma. I mo¿na prawomocnie orzec, ¿e obdarzony ³ask± Pañsk±, ¿e j± posiada. [2] Kiedy obszar znaczeñ zosta³ wytyczony, mo¿na by na powrót zacz±æ mówiæ o ³asce — jako o stanie zmienionej, otwartej ¶wiadomo¶ci, „natchnienia” (w sensie idiomatycznym, nie — etymologicznym) — pod warunkiem niezbêdnego napiêcia uwagi (czujno¶ci), przy ka¿dorazowym jego przywo³aniu — by nie daæ siê znie¶æ inercyjnemu balastowi wyobra¿eñ do s³owa przyczepionemu. [3] Zdumiewaj±c± paralelê dla Mateuszowego Kazania na górze daje w swojej ewangelii £ukasz [6,20]. Rzec by nale¿a³o — zlaicyzowan±, sp³aszczon±, wyzut± z impulsu sprawczego, jaki niesie przeszywaj±cy tekst Mateusza. Ciekawe, ¿e wielu badaczy sk³ania siê ku przekonaniu, ¿e £ukasz spisywa³ i z Marka, i Mateusza. By³aby to wiêc interpretacja, rodzaj przek³adu na konserwatywny system pojêciowy (w podobnym duchu, jak przeciwstawione w przyp. 4 królestwo i królowanie). Zestawienie ustêpów z obu ewangelii: Mateusz [5,3]: I otworzywszy swe usta, naucza³ ich mówi±c: Szczê¶ni nêdzarze ducha, ich jest bowiem królowanie niebieskie. Szczê¶ni bolej±cy, oni bowiem bêd± pocieszeni. Szczê¶ni ³agodni, bowiem oni odziedzicz± ziemiê. Szczê¶ni ³akn±cy i pragn±cy sprawiedliwo¶ci, bowiem oni bêd± nasyceni. Szczê¶ni lito¶ciwi, bowiem oni lito¶ci doznaj±. Szczê¶ni czy¶ci sercem, bowiem oni Boga ujrz±. Szczê¶liwi pokój czyni±cy, bo oni synami Boga zostan± nazwani. Szczê¶ni prze¶ladowani z powodu prawo¶ci, bowiem ich jest królowanie niebieskie. Szczê¶ni¶cie, gdy l¿yliby was i prze¶ladowali, i k³amliwie wylewali z³o¶æ na was z mego powodu. Radujcie siê i weselcie, bowiem nagroda wasza wielka w niebiosach. Tak bowiem prze¶ladowali proroków przed wami. [na podst. Grecko-polski Nowy Testament. Wydanie interlinearne z kodami gramatycznymi, t³um. R. Popowski, M. Wojciechowski, Warszawa 1994] £ukasz [6,20]: I on podniós³szy oczy jego na uczniów jego mówi³: Szczê¶liwi biedni, bo wasze jest królestwo Boga. Szczê¶liwi zg³odniali teraz, bo nasyceni bêdziecie. Szczê¶liwi, p³acz±cy teraz, bo ¶miaæ siê bêdziecie. Szczê¶liwi jeste¶cie, kiedy bêd± nienawidzili was ludzie i kiedy oddzielaæ bêd± was. I bêd± l¿yli, i odrzucaæ bêd± imiê wasze jako z³e z powodu Syna Cz³owieka. Uradujcie siê w ów dzieñ i podskoczcie, oto bowiem zap³ata wasza wielka w niebie. Wed³ug tego samego bowiem czynili prorokom — ojcowie ich. Lecz biada wam — bogatym, bo otrzymujecie pociechê wasz±. Biada wam — nasyceni teraz, bo g³odni bêdziecie. Biada wam — ¶miej±cy siê teraz, bo boleæ bêdziecie i zap³aczecie. Biada, kiedy (o) was dobrze bêd± mówiæ wszyscy ludzie, wed³ug tego samego bowiem czynili k³amliwym prorokom — ojcowie ich. [Grecko-polski Nowy Testament… dz.cyt.] [4] S³owo basileia jest najczê¶ciej przek³adane rzeczownikowo — jako królestwo, ale w ewangelii zastêpuje hebr. melek, malkut, co oznacza tak królestwo, jak królowanie. Tu — z przyczyn zasadniczych — przyjmujê wyk³adniê czasownikow±, która — moim zdaniem — implikuje zbawcz± metanojê, w odró¿nieniu od prowokuj±cej fatalne skojarzenia (i zapêtlenie) mitotwórcze — rzeczownikowej. [5] Przek³. L.R. [6] Po¶ród niej i pozornych mêdrców — faryzeuszy i uczonych w pi¶mie. [7] Tak bêd± ostatni — pierwszymi i pierwsi — ostatnimi. [Grecko-polski Nowy Testament… dz.cyt.] [8] I podszed³szy, uczniowie rzekli mu: Dlaczego w przyk³adach mówisz im? On za¶, odpowiadaj±c, rzek³ im, ¿e: Wam dane jest poznaæ tajemnice królestwa niebios, tamtym za¶ nie jest dane. [Grecko-polski Nowy Testament… dz.cyt.]; Tedy przyst±piwszy uczniowie, rzekli mu: Dlaczego¿ im w podobieñstwach mówisz? A on odpowiadaj±c, rzek³ im: Wam dano wiedzieæ tajemnicê królestwa niebieskiego, ale onym nie dano. [Biblia Gdañska, 1632.] En parabolais — od para (obok, poza, przy) ballein (rzucaæ, miotaæ, ciskaæ) — spolszczane równie¿ jako: w przyk³adach, w podobieñstwach. (Przerzutnia?, przymiot?, przemiot?, zamiot?, pocisk?). [9] £k 17,20 — Zapytany za¶ przez faryzeuszy, kiedy przychodzi królestwo Boga, odpowiedzia³ im i rzek³: Nie przychodzi królestwo Boga w sposób obserwowalny. Ani powiedz±: Oto tu, lub: Tam. Oto bowiem królestwo Boga jest wewn±trz was. [na podst. Grecko-polski Nowy Testament… dz.cyt.] [10] Kto bowiem ma, dane bêdzie mu i bêdzie uczyniony obfituj±cym, kto za¶ nie ma, i co ma, zabrane bêdzie od niego. [Grecko-polski Nowy Testament… dz.cyt.] [11] Powiedzia³ za¶ [Jezus] do drugiego: Towarzysz mi. On za¶ powiedzia³: [Panie,] zezwól mi, odszed³szy, najpierw pogrzebaæ ojca mego. Powiedzia³ za¶ mu: Zostaw (by) — martwi (pogrzebali) — swoich martwych, ty za¶, odszed³szy, oznajmiaj — królestwo — Boga. [Grecko-polski Nowy Testament… dz.cyt.] [12] Jak¿e odpowiednie zdaje siê tu do przytoczenia opinii Jana od Krzy¿a, twierdz±cego, ¿e o ile uda siê cz³owiekowi umartwiæ pamiêæ, wówczas bêdzie tylko o krok od doskona³ego i szczêsnego stanu zjednoczenia z Bogiem. [13] Wcze¶niej [£k 4,17] Jezus mówi: Metanoeite, h’ggiken gar h’ basileia ton ouranon — Przemieñcie [umys³, nastawienie, widzenie siebie i ¶wiata, tego, co doczesne i ¶wiête] siê, przybli¿y³o siê bowiem królowanie niebieskie [na podst. Grecko-polski Nowy Testament… dz.cyt.]. http://www.gnosis.art.pl/e_gnosis/anthropos_i_sophia/robakiewicz_lech_tresc_naprzeciw_tresci1.htm Tytu³: Odp: Tre¶æ naprzeciw tre¶ci Wiadomo¶æ wys³ana przez: east Styczeñ 29, 2010, 23:48:58 Tre¶æ na przeciw tre¶ci. A nam dowodów potrzeba, z których wynika to, co umy¶limy sobie w teorii ...
moje ;) Tytu³: Odp: Tre¶æ naprzeciw tre¶ci Wiadomo¶æ wys³ana przez: Micha³-Anio³ Luty 05, 2010, 20:58:10 Przytoczony tekst zosta³ wyg³oszony w 1929 roku i pozornie dotyczy konkretnego zdarzenia, jakim by³o odej¶cie Jiddu Krishnamurtiego od doktryny Towarzystwa Teozoficznego. Pozornie, albowiem przekaz zawarty w tym tek¶cie nie straci³ NIC na aktualno¶ci.
Kontekst historyczny zdarzenia by³ nastêpuj±cy: W 1909 r. C. W. Leadbeater, jeden z przywódców Towarzystwa Teozoficznego, og³osi³, ¿e Nauczyciel ¦wiata, bodhisattwa Maitreja, przemówi wkrótce do ludzko¶ci, u¿ywaj±c w tym celu cia³a 14-letniego wówczas hinduskiego ch³opca, Jiddu Krishnamurtiego. W celu przygotowania ludzko¶ci na przyj¶cie Nauczyciela ¦wiata za³o¿ono w 1911 r. Zakon Gwiazdy na Wschodzie, który w latach 1920. zrzesza³ ok. 15 tysiêcy cz³onków. Krishnamurti by³ od dziecka przygotowywany do tej kluczowej w historii naszej cywilizacji chwili, kiedy to Maitreja, Prze³o¿ony Hierarchii Duchowej Wniebowst±pionych Mistrzów, mia³ zabraæ g³os i pokierowaæ losami ludzko¶ci. A jednak... zrezygnowa³ z tego zaszczytu bycia g³osem i cia³em Maitreji - przynajmniej w takiej formie, jak± Towarzystwo Teozoficzne chcia³o mu narzuciæ. Bo o tym, ¿e Pan przemawia³ przez niego, gdy rozwi±zywa³ Zakon Gwiazdy na Wschodzie, ¶wiadczy ponadczasowo¶c tego tekstu. Jiddu Krishnamurti (1929 r.) Rozwi±zanie Zakonu Gwiazdy za: Schodami Do Nieba: ca³o¶æ tu: http://www.schodamidonieb...swoje&Itemid=57 Dzi¶ rano zastanowimy siê nad rozwi±zaniem Zakonu Gwiazdy. Wielu to ucieszy, innych chyba zmartwi. Ale nie chodzi tu ani o rado¶æ ani o smutek, jest to bowiem, jak zamierzam wyja¶niæ, nieuniknione. Pamiêtacie mo¿e opowie¶æ, jak to diabe³ szed³ ze swym przyjacielem ulic± i jak ujrzeli przed sob± cz³owieka, który zatrzyma³ siê, podniós³ co¶ z ziemi, obejrza³ i w³o¿y³ do kieszeni. Przyjaciel zapyta³ diab³a: "Co on podniós³?", ten za¶ odpar³ "Podniós³ odrobinê Prawdy". "To chyba bardzo dla ciebie niekorzystne?", rzek³ przyjaciel. "Ale¿ nie", odpar³ diabe³, "pozwolê mu j± teraz zinstytucjonalizowaæ" [I am going to let him organise it]. Twierdzê, ¿e Prawda jest krain± bez dróg i ¿e nie mo¿na zbli¿yæ siê do niej po ¿adnej ¶cie¿ce, nie zbli¿a do niej ¿adna religia, ¿adna sekta. Taki jest mój punkt widzenia i obstajê przy nim w sposób absolutny i bezwarunkowy. Prawda, bêd±c nieograniczon±, nieuwarunkowan±, nieosi±galn± na jakiejkolwiek drodze, nie mo¿e zostaæ zinstytucjonalizowana; nie nale¿y te¿ tworzyæ ¿adnej organizacji, która by wiod³a czy si³± prowadzi³a ludzi jak±¶ ¶cie¿k±. Je¶li to najpierw zrozumiecie, to ujrzycie, jak niemo¿liwym jest zinstytucjonalizowaæ wiarê. Wiara jest spraw± czysto osobist±, nie mo¿ecie, nie wolno wam jej instytucjonalizowaæ. Je¶li siê to uczyni, to umiera ona i ulega krystalizacji, staje siê wyznaniem, sekt±, religi±, któr± narzuca siê innym. To w³a¶nie wszyscy próbuj± na ca³ym ¶wiecie czyniæ. Zawê¿a siê prawdê i czyni z niej zabawkê dla ludzi s³abych, dla tych, którzy s± chwilowo niezadowoleni. Prawdy nie da siê sprowadziæ w dó³, to raczej jednostka zdobyæ siê musi na wysi³ek, by siê do niej wznie¶æ. Nie mo¿ecie sprowadziæ szczytu góry w dolinê. Je¶li chcecie zdobyæ szczyt góry, musicie przej¶æ przez dolinê i wspi±æ siê na zbocza nie lêkaj±c siê niebezpiecznych przepa¶ci. Wy wspi±æ siê musicie ku Prawdzie, jej nie mo¿na dla was "obni¿yæ" czy zinstytucjonalizowaæ. To przede wszystkim organizacje podtrzymuj± zainteresowanie ideami, ale organizacje budz± jedynie zainteresowanie zewnêtrzne. Zainteresowanie, które nie jest zrodzone z mi³o¶ci Prawdy dla niej samej, a jedynie wzbudzone przez organizacjê, jest bezwarto¶ciowe. Organizacja staje siê szkieletem, do którego jej cz³onkowie mog± siê wygodnie dopasowaæ. Oni nie po¿±daj± ju¿ Prawdy czy szczytu góry, ale raczej wyszukuj± sobie wygodne miejsce lub pozwalaj±, by umie¶ci³a ich tam organizacja i uwa¿aj±, ¿e organizacja bêdzie w ten sposób wiod³a ich do Prawdy. Jest to zatem pierwszy powód dla którego, z mego punktu widzenia, nale¿y Zakon Gwiazdy rozwi±zaæ. Wbrew temu utworzycie zapewne inne Zakony, nadal bêdziecie nale¿eæ do innych organizacji szukaj±cych Prawdy. Nie chcê nale¿eæ do ¿adnej organizacji duchowego typu, proszê, zrozumcie to. Skorzystam na przyk³ad z us³ug organizacji, która zawiezie mnie do Londynu; to jest organizacja zupe³nie innego typu, organizacja jedynie techniczna, niczym poczta b±d¼ telegraf. Podró¿owa³bym korzystaj±c z samolotu czy parowca, s± to jedynie fizyczne urz±dzenia nie maj±ce nic wspólnego z duchowo¶ci±. Twierdzê, powtarzam, ¿e ¿adna organizacja nie mo¿e wie¶æ cz³owieka do tego, co duchowe. Je¶li w tym celu tworzy siê organizacjê, to staje siê ona podpor±, ¼ród³em s³abo¶ci, zniewolenia; musi ona parali¿owaæ jednostkê, przeszkadzaæ jej wzrastaæ, ustanawiaæ sw± wyj±tkowo¶æ, zale¿n± od odkrycia, samemu dla siebie, tej absolutnej, nieuwarunkowanej Prawdy. Jest to zatem drugi powód dla którego zdecydowa³em, skoro jestem ju¿ Naczelnikiem Zakonu, Zakon rozwi±zaæ. Nikt na tê moj± decyzjê nie wp³yn±³. Nie jest to ¿aden wspania³y wyczyn, nie chcê bowiem mieæ wyznawców i mówiê to serio. Z chwil±, gdy za kim¶ idziecie, przestajecie pod±¿aæ za prawd±. Nie interesuje mnie, czy zwa¿acie na to, co mówiê, czy nie. Pragnê czego¶ w ¶wiecie dokonaæ i dokonam tego z niewzruszonym skupieniem. Interesuje mnie tylko jedna istotna rzecz: uczyniæ cz³owieka wolnym. Pragnê uwolniæ go od wszelkich klatek, od wszelkich lêków, nie chcê za¶ zak³adaæ religii, nowych sekt, ani te¿ ustanawiaæ nowych teorii czy nowych filozofii. Zapytacie mnie naturalnie, dlaczego podró¿ujê po ¶wiecie nieustannie przemawiaj±c. Powiem wam, z jakiego powodu tak czyniê: nie bym pragn±³ wyznawców, nie bym chcia³ mieæ grono wybranych uczniów. (Jak¿e ludzie lubi± byæ inni od swych bli¼nich, choæby mieli odró¿niaæ siê czym¶ bezsensownym, absurdalnym i trywialnym. Nie chcê tych absurdów popieraæ.) Nie mam uczniów, nie mam aposto³ów, czy to na tej Ziemi czy w dziedzinie ducha. Nie poci±ga mnie te¿ urok pieniêdzy ani pragnienie wygodnego ¿ycia. Gdybym chcia³ wie¶æ wygodne ¿ycie nie przyje¿d¿a³bym na obóz i nie mieszka³bym w wilgotnym kraju. Mówiê otwarcie, bo chcia³bym to ustaliæ raz na zawsze. Nie chcê wie¶æ z roku na rok tych dziecinnych debat. Pewien prowadz±cy ze mn± wywiad reporter uwa¿a³ rozwi±zanie organizacji maj±cej wiele tysiêcy cz³onków za wspania³y wyczyn. By³ to dla niego wielki akt, powiedzia³ "Co bêdzie pan potem robi³, jak bêdzie pan ¿y³? Nie bêdzie pan mia³ wyznawców, ludzie nie bêd± pana s³uchaæ". Je¿eli znajdzie siê choæby piêciu ludzi, którzy bêd± s³uchaæ, którzy bêd± ¿yæ, którzy bêd± mieæ twarze zwrócone ku wieczno¶ci, to wystarczy. Po co mieæ tysi±ce nie rozumiej±cych, zabalsamowanych od stóp do g³ów w przes±dzie, nie pragn±cych nowego, którzy raczej przet³umacz± to, co nowe tak, aby zadowala³o ich bezp³odne, ociê¿a³e ja¼nie? Je¶li mówiê ostro, proszê, nie zrozumcie mnie ¼le, nie jest to przejaw braku wspó³czucia. Gdy udajecie siê do chirurga na operacjê, to czy nie czyni dobra operuj±c was równie¿ wtedy, gdy wywo³uje to ból? Je¶li wiêc ja, podobnie, mówiê ostro, nie wynika to z braku prawdziwego uczucia - a wrêcz przeciwnie. Mam, jak powiedzia³em, tylko jeden cel: uczyniæ cz³owieka wolnym, pchn±æ go ku wolno¶ci, pomóc mu wyzwoliæ siê od wszelkich ograniczeñ, bo tylko to da mu wieczne szczê¶cie, to nieuwarunkowane urzeczywistnienie siebie. Poniewa¿ ja jestem wolny, nieuwarunkowany, pe³ny - nie jestem czê¶ci± Prawdy, prawd± wzglêdn±, ale Prawd± pe³n±, która jest wieczna - to pragnê, by ci, którzy chc± mnie zrozumieæ, byli wolni; ale nie by za mn± szli i uczynili ze mnie klatkê, która stanie siê religi±, sekt±. Raczej powinni wolni byæ od wszelkich lêków - od lêków religijnych, od lêku o zbawienie, od lêku duchowo¶ci, od lêku o mi³o¶æ, od lêku przed ¶mierci±, od lêku przed samym ¿yciem. Tak jak artysta maluje obraz, poniewa¿ malowanie sprawia mu rado¶æ, poniewa¿ wyra¿a w ten sposób siebie, bo to jest jego chwa³a i dobro, tak ja to czyniê, i to nie dlatego, bym czegokolwiek od kogokolwiek pragn±³. Wy przyzwyczajeni jeste¶cie do autorytetu, do poczucia autorytetu, o którym s±dzicie, ¿e zaprowadzi was na wy¿yny ducha. S±dzicie i macie nadziejê, ¿e kto¶ inny, za pomoc± swych nadzwyczajnych mocy - cudu - przenie¶æ was mo¿e w ten ¶wiat wiecznej wolno¶ci, która jest szczê¶ciem. Ca³y wasz pogl±d na ¿ycie opiera siê na tym autorytecie. S³uchacie mnie od trzech lat, a nie zasz³a w was, z paroma wyj±tkami, ¿adna zmiana. Przeanalizujcie teraz moje s³owa, b±d¼cie krytyczni, tak by¶cie mogli zrozumieæ ca³kowicie, do g³êbi. Je¶li szukacie autorytetu, by zawiód³ was na wy¿yny ducha, to automatycznie zmuszeni jeste¶cie wokó³ tego autorytetu stworzyæ organizacjê. Przez samo tworzenie tej organizacji, która, jak s±dzicie, dopomo¿e temu autorytetowi zaprowadziæ was na wy¿yny ducha, zamykacie siê w klatce. Je¶li mówiê otwarcie, to pamiêtajcie, proszê, ¿e nie czyniê tak dlatego bym by³ szorstki, okrutny, ani by ponosi³ mnie entuzjazm w d±¿eniu do celu, ale dlatego, ¿e pragnê, by¶cie zrozumieli moje s³owa. W³a¶nie po to tu jeste¶cie i traciliby¶my czas, gdybym swego punktu widzenia nie wyja¶ni³ jasno i stanowczo. Przez osiemna¶cie lat przygotowywali¶cie siê na Przyj¶cie Nauczyciela ¦wiata. Przez osiemna¶cie lat organizowali¶cie siê, szukali¶cie kogo¶, kto nape³ni wasze serca i umys³y rado¶ci±, kto przekszta³ci ca³e wasze ¿ycie, kto da wam nowe rozumienie, kto wzniesie wasze ¿ycie na now± p³aszczyznê, kto udzieli wam nowej zachêty, kto was wyzwoli - i oto spójrzcie, co siê dzieje! Rozwa¿cie, zastanówcie siê samodzielnie i stwierd¼cie, w jaki sposób wiara ta was odmieni³a. Nie chodzi o powierzchown± ró¿nicê polegaj±c± na noszeniu gwiazdki - to jest trywialne, absurdalne. W jaki sposób taka wiara wymiot³a z ¿ycia wszelkie rzeczy nieistotne? Oto jedyny sposób oceny: W jaki sposób wzros³a wasza wolno¶æ, wielko¶æ, o ile bardziej zagra¿acie ka¿demu spo³eczeñstwu opartemu na fa³szu i rzeczach nieistotnych? Na ile cz³onkowie tej organizacji, Zakonu Gwiazdy, odmienili siê? Jak powiedzia³em, przygotowywali¶cie siê na moje przyj¶cie przez osiemna¶cie lat. Nie dbam o to, czy wierzycie, ¿e jestem Nauczycielem ¦wiata. To zupe³nie niewa¿ne. Skoro nale¿ycie do organizacji Zakonu Gwiazdy, po¶wiêcali¶cie swoj± energiê uznaj±c, ¿e Krishnamurti jest Nauczycielem ¦wiata - czê¶ciowo lub ca³kowicie: ca³kowicie dla tych, którzy naprawdê szukaj±, a tylko czê¶ciowo dla tych, których zadowalaj± ich w³asne pó³prawdy. Przygotowywali¶cie siê od osiemnastu lat i spójrzcie, jak wiele przeszkód piêtrzy siê na drodze waszego zrozumienia, jak wiele powik³añ, jak wiele rzeczy trywialnych. Wasze przes±dy, wasze lêki, wasze autorytety, wasze ko¶cio³y nowe i stare - wszystko to, jak twierdzê, przeszkadza rozumieniu. Nie mogê wyra¿aæ siê ja¶niej. Nie chcê, by¶cie siê ze mn± zgadzali, nie chcê, by¶cie za mn± szli, chcê, by¶cie zrozumieli to, co mówiê. To zrozumienie jest konieczne, bowiem wasza wiara was nie przeobrazi³a, a jedynie uwik³a³a; tak¿e dlatego, ¿e nie chcecie widzieæ rzeczy takimi, jakie s±. Chcecie mieæ swych w³asnych bogów - nowych bogów zamiast starych, nowe religie zamiast starych, nowe formy zamiast starych - a wszystko to równie bezwarto¶ciowe, a wszystko to przes±dy, ograniczenia, kule inwalidzkie. Zamiast dawnych duchowych rozró¿nieñ macie nowe duchowe rozró¿nienia, zamiast dawnych religijnych wyznañ macie nowe wyznania. ¯ycie duchowe was wszystkich zale¿y od kogo¶ innego; od kogo¶ innego zale¿y wasze szczê¶cie i o¶wiecenie. I choæ przygotowywali¶cie siê na moje przyj¶cie przez osiemna¶cie lat, to gdy powiadam, ¿e te wszystkie rzeczy s± zbêdne, gdy powiadam, ¿e musicie wszystko to odrzuciæ i w sobie szukaæ o¶wiecenia, chwa³y, czysto¶ci i nieskazitelno¶ci ja¼ni, nikt z was uczyniæ tego nie chce. Mo¿e tylko nieliczni, ale bardzo, bardzo nieliczni. Po co nam wiêc organizacja? Po co ludzie fa³szywi, hipokryci, mieliby i¶æ za mn±, wcieleniem Prawdy? Proszê, pamiêtajcie, ¿e moje s³owa nie s± szorstkie czy nieprzyjazne, ale ¿e znale¼li¶my siê w sytuacji, gdy musicie ujrzeæ rzeczy takimi, jakimi s±. Powiedzia³em rok temu, ¿e nie pójdê na kompromisy. Wówczas niewielu mnie s³ucha³o. W tym roku stawiam sprawê absolutnie jasno. Nie wiem, jak wiele tysiêcy na ca³ym ¶wiecie - cz³onków Zakonu - przez osiemna¶cie lat przygotowywa³o siê na moje przyj¶cie, a teraz nie chce s³uchaæ tego, co mówiê, w sposób bezwarunkowy, pe³ny. Po co nam wiêc organizacja? Jak ju¿ powiedzia³em, celem moim jest uczyniæ ludzi bezwarunkowo wolnymi; twierdzê bowiem, ¿e jedyna duchowo¶æ to nieskazitelno¶æ ja¼ni, która jest wieczna, to harmonia miêdzy rozumem a mi³o¶ci±. Oto jest absolutna, bezwarunkowa Prawda, która jest samym ¿yciem. Dlatego chcê uczyniæ cz³owieka wolnym, radosnym niczym ptak na czystym niebie, niczym nie obarczonym, niezale¿nym, a w tej wolno¶ci pe³nym zachwytu. I ja, na którego przyj¶cie przygotowywali¶cie siê przez osiemna¶cie lat, teraz powiadam, ¿e musicie byæ wolni od tych wszystkich rzeczy, wolni od swych powik³añ i zagmatwañ. W tym celu niepotrzebna jest wam organizacja oparta na duchowej wierze. Po co nam organizacja dla piêciu czy dziesiêciu ludzi na ¶wiecie, którzy rozumiej±, którzy walcz±, którzy odrzucili wszystko, co trywialne? A ludziom s³abym i tak ¿adna organizacja nie mo¿e dopomóc w znalezieniu Prawdy. Prawda bowiem jest w ka¿dym cz³owieku; ona nie jest ani daleko ani blisko; ona wiecznie jest tutaj. Organizacja nie mo¿e was wyzwoliæ. Nikt z zewn±trz nie mo¿e was wyzwoliæ; nie mo¿e was wyzwoliæ ¿adna zorganizowana religia, ¿adne z³o¿enie siebie w ofierze dla sprawy; nie mo¿e was wyzwoliæ ¿adne dopasowanie siê do organizacji ani pogr±¿enie siê w pracy. Pisz±c listy u¿ywacie maszyny do pisania, ale nie stawiacie jej na o³tarzu i nie oddajecie jej czci. A tak w³a¶nie postêpujecie gdy organizacje staj± siê dla was najwa¿niejsze. "Ilu ona liczy cz³onków?" - oto pierwsze pytanie zadawane mi przez wszystkich dziennikarzy. "Ilu ma Pan wyznawców? Na podstawie ich liczby ocenimy, czy to, co Pan mówi, jest prawd± czy fa³szem". Nie wiem, ilu ich jest. Nie obchodzi mnie to. Jak powiedzia³em, gdyby choæ jeden cz³owiek zyska³ wolno¶æ, to by wystarczy³o. Wyobra¿acie sobie, ¿e tylko pewni ludzie dzier¿± klucz do Królestwa Szczê¶cia. Nikt go nie dzier¿y. Nikt nie jest do tego upowa¿niony. Ten klucz to wasza w³asna ja¼ñ i jedynie w rozwoju, oczyszczaniu i nieskazitelno¶ci tej ja¼ni jest Królestwo Wieczno¶ci. Zrozumcie zatem, jakim absurdem jest ca³a ta wzniesiona przez was struktura, poszukiwanie pomocy z zewn±trz, uzale¿nienie od innych swego dobrego samopoczucia, swego szczê¶cia, swej si³y. Znale¼æ to wszystko mo¿ecie tylko w sobie. Po co nam wiêc organizacja? Przywykli¶cie do tego, by wam mówiono, jak dalece jeste¶cie zaawansowani, jaki jest wasz duchowy stan. Jak¿e to dziecinne! Któ¿ oprócz was samych powiedzieæ wam mo¿e, czy wewn±trz jeste¶cie piêkni czy brzydcy? Któ¿ oprócz was samych powiedzieæ wam mo¿e, czy jeste¶cie nieskazitelni? Jeste¶cie w tych sprawach niepowa¿ni. Po co nam wiêc organizacja? Ale ci, którzy naprawdê chc± zrozumieæ, którzy usi³uj± znale¼æ to, co wieczne, bez pocz±tku i bez koñca, ci pójd± razem z wiêksz± moc± i zagro¿± wszystkiemu, co nieistotne, z³udom, cieniom. I skupi± siê, stan± siê p³omieniem, bowiem oni zrozumieli. Takie grono musimy stworzyæ i to jest moim celem. Bowiem z tego prawdziwego zrozumienia powstanie prawdziwa przyja¼ñ. Bowiem z tej prawdziwej przyja¼ni - jakiej zapewne nie znacie - powstanie prawdziwa wspó³praca ze strony ka¿dego. A to nie z powodu autorytetu, nie dla zbawienia, nie by po¶wiêcaæ siê dla sprawy, ale dlatego, ¿e naprawdê rozumiecie, a zatem mo¿ecie ¿yæ w wieczno¶ci. Jest to co¶ wiêkszego od wszystkich przyjemno¶ci, od wszelkiego po¶wiêcenia. Oto parê powodów, dla których, po dwuletnim g³êbokim namy¶le, podj±³em t± decyzjê. Nie jest to chwilowy impuls. Nikt mnie do tego nie namówi³ - w takich sprawach namowom nie ulegam. Przez dwa lata o tym my¶la³em, powoli, starannie, cierpliwie i teraz zdecydowa³em, jako jego Naczelnik, Zakon rozwi±zaæ. Wy mo¿ecie utworzyæ inn± organizacjê i oczekiwaæ kogo¶ innego. Mnie to nie obchodzi, tak jak nie obchodzi mnie tworzenie nowych klatek i nowych do tych klatek dekoracji. Interesuje mnie jedynie to, by uczyniæ ludzi absolutnie, bezwarunkowo wolnymi. Powy¿szy tekst zaczerpniêto ze strony Dzieje Religii, Filozofii i Nauki Wojciecha Sady Tytu³ orygina³u: The Dissolution of the Order of the Star. Ommen: Star Publishing Trust 1929, 14 s. T³umaczenie z angielskiego Wojciech Sada Zdjêcie Jiddu Krishnamurtiego pochodzi z zasobów Wiki Commons, zosta³o udostêpnione przez Bibliotekê Kongresu USA i nie jest chronione prawami autorskimi post VAV EL z http://kodczasu.ronus.pl/forum/viewtopic.php?p=31409#31409 http://www.schodamidonieb...swoje&Itemid=57 Tytu³: Odp: Tre¶æ naprzeciw tre¶ci Wiadomo¶æ wys³ana przez: east Luty 06, 2010, 14:20:50 Niezwyk³y cz³owiek. I bardzo wiele racji w tym, o czym pisze. Ka¿dy cz³owiek powinien mieæ prawo do takiej wolno¶ci i ¿adna organizacja nie powinna temu cz³owiekowi niczego dyktowaæ. Co wiêcej - sami powinni¶my uwolniæ siê od struktur organizacji.
Ale jak w tym kontek¶cie brzmi prawda ( o ile to jest prawda ) " cz³owiek to istota spo³eczna " ? Jak traktowaæ SAMOORGANIZACJÊ ? Ten nauczyciel daje pewne wskazówki "Wyobra¿acie sobie, ¿e tylko pewni ludzie dzier¿± klucz do Królestwa Szczê¶cia. Nikt go nie dzier¿y. Nikt nie jest do tego upowa¿niony. Ten klucz to wasza w³asna ja¼ñ i jedynie w rozwoju, oczyszczaniu i nieskazitelno¶ci tej ja¼ni jest Królestwo Wieczno¶ci. Zrozumcie zatem, jakim absurdem jest ca³a ta wzniesiona przez was struktura, poszukiwanie pomocy z zewn±trz, uzale¿nienie od innych swego dobrego samopoczucia, swego szczê¶cia, swej si³y. Znale¼æ to wszystko mo¿ecie tylko w sobie." Bardzo ciekawe co Krishnamutri mia³ na my¶li mówi±c : "Mam, jak powiedzia³em, tylko jeden cel: uczyniæ cz³owieka wolnym, pchn±æ go ku wolno¶ci, pomóc mu wyzwoliæ siê od wszelkich ograniczeñ, bo tylko to da mu wieczne szczê¶cie, to nieuwarunkowane urzeczywistnienie siebie. " "Wyzwolenie od wszelkich ograniczeñ " by³oby "nice", ale czy mowa tu równie¿ o ograniczeniach zwi±zanych na przyk³ad z potrzebami cia³a , a w tym jedzenia czy picia lub np ochrony przed mrozem ? Wspomniane ograniczenia jednak SAMO-ORGANIZUJ¡ nasze ¿ycie w okre¶lony sposób wymuszaj±c na nas okre¶lone zachowanie . Aby zdobyæ jedzenie musimy pracowaæ, albo wyhodowaæ sobie po¿ywienie sami. Od¿ywianie siê pran± by³oby tu jakim¶ rozwi±zaniem, ale musia³oby byæ efektywne, proste i bezwysi³kowe, aby op³aca³o siê na nie przej¶æ. |