Choose fontsize:
Witamy, Go¶æ. Zaloguj siê lub zarejestruj.
 
Strony: 1   Do do³u
  Drukuj  
Autor W±tek: OCZYSZCZANIE POWIETRZA PRZY POMOCY TECHNOLOGII I LUDZKIEGO CIA£A ¦WIETLISTEGO  (Przeczytany 5273 razy)
0 u¿ytkowników i 1 Go¶æ przegl±da ten w±tek.
OmAmO
Nowy u¿ytkownik
*
Wiadomo¶ci: 7



Zobacz profil WWW
« : Sierpieñ 03, 2010, 20:20:46 »

Fragment ksi±¿ki "¯ycie w przestrzeni serca" Drunvalo Melchizedeka:

"Niemal na chybi³ trafi³ wybra³em pozornie przypadkowy moment w moim ¿yciu, w którym rozpocznê tê opowie¶æ. Decyzjê o tym, ¿eby pomóc Ziemi w uzdrowieniu jej ¶rodowiska

naturalnego przy pomocy technologii umys³u podj±³em nie podczas medytacji, ale w zwyk³ej codziennej rzeczywisto¶ci. Uwa¿a³em, ¿e wszyscy jeste¶my odpowiedzialni za Ziemiê, a skoro g³oszê to przekonanie publicznie, powinienem za¶wiadczyæ o nim równie¿ w³asnym ¿yciem. Otworzy³em siê wiêc wówczas na wszelkie mo¿liwe sytuacje, w których móg³bym osobi¶cie przyczyniæ siê do uzdrowienia naszej drogiej Ziemi.

Nie opowiadam wam jednak tej historii tylko po to, by zwróciæ wasz± uwagê na problem zanieczyszczenia Ziemi. Chcê wam opowiedzieæ o tym, jak eksperymenty z pewnym urz±dzeniem o nazwie R-2 odmieni³y moje ¿ycie, otwieraj±c przede mn± duchow± mo¿liwo¶æ do¶wiadczania ¶wiata w ca³kiem nowy, nieznany mi dot±d sposób.

W owym czasie nie wiedzia³em jeszcze, ¿e te eksperymenty technologiczne pozwol± mi wyj¶æ poza ograniczenia umys³u w niezbadane dot±d rejony ¶wiadomo¶ci i poznaæ ukryt± g³êboko sekretn± przestrzeñ

mego serca.


OCZYSZCZANIE-POWIETRZA-PRZY-POMOCY-TECHNOLOGII

Moja opowie¶æ rozpoczyna siê zatem w maju 1996 roku, kiedy to zadzwoni³ do mnie stary przyjaciel z pro¶b±, bym przy³±czy³ siê do pracy nad projektem oczyszczania ¶rodowiska naturalnego. Projekt realizowano w Denver w stanie Kolorado. Nie wyjawiê tu prawdziwego imienia mojego przyjaciela, poniewa¿ takie by³o jego ¿yczenie. Bêdê nazywa³ go Jonem. Cz³owiek ten by³ niegdy¶ uczonym, który w tamtym czasie po¶wiêci³ siê badaniu wszelkich aspektów ¿ycia oraz ¶wiata fizyki w swoim ma³ym, choæ dobrze wyposa¿onym laboratorium.

W±tpiê, by jego iloraz inteligencji mo¿na by³o poddaæ jakimkolwiek testom. By³ prawdziwym geniuszem. Opracowa³ nowy "wgl±d" w naturê rzeczywisto¶ci przy zastosowaniu emisji mikrofal. Metoda ta dawa³a mu nowe, ogromne wprost mo¿liwo¶ci poszukiwania odpowiedzi w ¶wiecie. Nawet nasz rz±d, któremu znana by³a praca tego cz³owieka, dopiero niedawno zdo³a³ osi±gn±æ podobne rezultaty w dziedzinie badan naukowych.

Jon twierdzi³, ¿e wraz ze wspó³pracownikami, do których nale¿a³ Slim Spurling, w³a¶ciciel dziwnych spiralnych sprê¿yn, odkry³ pewne zjawisko naturalne, które mog³o dopomóc w uzdrowieniu niektórych problemów ¶rodowiska naszej planety. Powiedzia³, ¿e chce mi przedstawiæ swoje odkrycie. Mia³em w tym celu pojechaæ do Denver, gdzie grupie uczonych uda³o siê oczy¶ciæ powietrze z wszelkich zanieczyszczeñ.

Trudno by³o mi uwierzyæ w jego s³owa, bowiem mieszka³em wówczas w Boulder w stanie Kolorado, oddalonym zaledwie kilkana¶cie kilometrów od Denver, które to w owym czasie, czyli pod koniec lat 70. mia³o najwiêksze ska¿enie powietrza spo¶ród miast Ameryki - wiêksze ni¿ Los Angeles. Dlatego te¿ zamierza³em wyprowadziæ siê gdzie indziej. S±dzi³em, ¿e Jon wyolbrzymia swoje osi±gniêcie, jednak znaj±c jego zdolno¶ci i mo¿liwo¶ci intelektualne, moglem przypuszczaæ, ¿e dokona rzeczy niemo¿liwych. Postanowi³em przekonaæ siê na w³asne oczy. I tak planowa³em wyjazd, a jego propozycja wydawa³a siê bardzo interesuj±ca.

Postanowi³em zachowaæ otwarto¶æ umys³u i nie mieæ ¿adnych oczekiwañ. W razie gdyby jego s³owa okaza³y siê nieprawd±, chcia³em urz±dziæ sobie wycieczkê w okolice pokrytych ¶niegiem Gór Skalistych, w których zawsze nabiera³em wigoru.

* * *

Tydzieñ pó¼niej wysiad³em z samolotu w Denver i wci±gn±³em w p³uca dziewiczy powiew powietrza. Nigdy dot±d nie czu³em takiej ¶wie¿o¶ci. Wydawa³o siê, ¿e w ogóle nie ma tu atmosfery. Widzia³em przed sob± drzewa rosn±ce w górach w odleg³o¶ci trzydziestu kilometrów.

Sta³em tam jak turysta zagubiony na nieznanym terytorium j ch³on±³em ¶wie¿o¶æ i czysto¶æ, jakich nie do¶wiadczy³em od piêciu lat, odk±d tu zamieszka³em. £agodnie mówi±c, moje zainteresowanie znacznie wzros³o. By³em zadziwiony. Czy¿by Jon naprawdê dokona³ tego, o czym mówi³?

Tymczasem podjecha³a taksówka. Kierowca mia³ ³agodny, spokojny wyraz twarzy. Wskaza³ mi miejsce obok siebie, jakby¶my byli starymi przyjació³mi i ju¿ po chwili miêkko ruszyli¶my w stronê domu Silma Spurlinga, w którym mie¶ci³o siê laboratorium. Nigdy dot±d nie widzia³em tego miejsca, chuæ s³ysza³em o nim wiele zadziwiaj±cych rzeczy.

Pamiêtam, ¿e spojrza³em w oczy kierowcy i wyda³y mi siê ca³kowicie odprê¿one, co nieczêsto zdarza siê w¶ród taksówkarzy. Spyta³em, czy lubi swoj± prace. Patrz±c na drogê przed sob± odpar³, ¿e j± uwielbia. Stwierdzi³, ¿e pasa¿erowie s± dla niego jak otwarte ksi±¿ki, które opisuj± ¶wiat ich, do¶wiadczeñ, zebranych podczas podró¿y po ca³ym ¶wiecie.

Zaraz potem spyta³, w jakim celu przylecia³em do Denver. Odrzek³em, ¿e szukam rozwi±zania problemu zanieczyszczenia powietrza na ¶wiecie. Spojrza³ na mnie niewinnym wzrokiem dziecka i powiedzia³:

„U nas powietrze jest czyste. Proszê spojrzeæ. Problem znikn±³."

Stwierdzi³em, ¿e istotnie, powietrze tutaj wydaje mi siê zadziwiaj±co czyste i ¶wie¿e.

„Nie tylko o to chodzi" odpar³. „Wszyscy moi znajomi czuj± siê ¶wietnie! Wie pan jak to siê sta³o?"

Nie umia³em mu tego wyja¶niæ. Wkrótce dojechali¶my do szeregu starych dwupiêtrowych budynków przy d³ugiej ulicy, która koñczy siê w miejscu, w którym stoi Szko³a Wydobycia Z³ota w Kolorado. Tutaj mia³em spotkaæ siê ze Slimem Spurlingiem, jednym z uczonych prowadz±cych badania eksperymentalne nad nowym urz±dzeniem, s³u¿±cym oczyszczaniu powietrza, o nazwie R-2.

By³ to i¶cie czarodziejski wynalazek, w którym wykorzystywano fale chmury deszczowej tu¿ przed pojawieniem siê b³yskawicy i wysy³ano je na odleg³o¶æ 47 kilometrów, powoduj±c rozpad cz±steczek wêglowodorów na nieszkodliwe atomy oraz wyparowanie cz±steczek tlenu i wody. Czy proces ten rzeczywi¶cie mia³ miejsce? Z ca³± pewno¶ci± wskazywa³o na to czyste powietrze na ulicy Slima.

Zapuka³em i us³ysza³em w odpowiedzi g³o¶ne:

„Proszê". Wszed³em do ¶rodka. Dom Slima stanowi³ prawdziwe laboratorium- nie przypomina³ mieszkania, w którym mo¿na siê wyspaæ i co¶ zje¶æ. Okaza³o siê, ¿e przestrzeñ mieszkalna znajdowa³a siê na górze, w oddzieleniu od ¶wiata nauki.

Na pod³odze le¿a³o mnóstwo dziwnych miedzianych spiralnych sprê¿yn o ró¿nych rozmiarach. By³y tam równie¿ inne przedmioty, których przeznaczenie znali tylko sam Bóg oraz Slim. Dla tego cz³owieka, który ze swoj± d³ug± bia³± brod± wygl±da³ jak skrzy¿owanie Merlina i starego kowboja, szukaj±cego zaginionego byd³a, owe „stare sprê¿yny" s³u¿y³y jako narzêdzie oczyszczaj±ce powietrze w Denver.

Jon nie pojawi³ siê w pierwszym dniu mojej wizyty. Na miejscu znajdowali siê Slim, czyli jego partner wynalazca, oraz dwóch pozosta³ych naukowców, którzy przeprowadzali próbê urz±dzenia. Wkrótce potem obaj wyszli, a ja zosta³em ze Slimem. Chcia³em poznaæ tego cz³owieka, który, jak siê szybko okaza³o, równie¿ by³ prawdziwym geniuszem. Przebywa³em ze Slimem i jego wspó³pracownikami kilka dni, przyswajaj±c wiedzê, któr± zdecydowali siê ze mn± podzieliæ.

A o to, w jaki sposób dzia³a R-2-w istocie proces ten jest bardziej skomplikowany, podajê m tylko informacje ogólne. Fala emitowana przez chmurê deszczow± tu¿ przed wy³adowaniem w formie b³yskawicy zostaje odtworzona przy pomocy specjalnego urz±dzenia (nie jest to R-2). Nastêpnie umieszcza siê j± w chipie komputerowym w R-2, którego system nag³o¶nienia wysy³a j± do atmosfery przy u¿yciu zwoju zwanego harmonizatorem. Fala ro¶nie, przybieraj±c kszta³t pola toroidalnego (przypominaj±cego p±czek z dziurk± w ¶rodku). Oddzia³uje ona na fale grawitacji, powoduj±c oczyszczanie powietrza na odleg³o¶æ. R-2 posiada cztery tarcze przy³±czone do koñców metalowych plecionych prêtów, tworz±cych wzór tetraedru. Tarcze te mo¿na obracaæ, stroj±c w ten sposób pole toroidalne,

które "staje siê ¿ywe"
Obrazek u¿ytkownika


Ryc. Serce R-2, dwie spirale Slima-Spurlinga: harmonizator poIewej i urz±dzenie Acu-Vac po prawej.

Jon i Slim twierdzili zgodnie, ¿e pola energii toroidalnej s± „¿ywe„ (w pó¼niejszym czasie widzia³em na w³asne oczy jak wchodzi³y w interakcje z przyrod±). Stara³em siê zachowaæ otwarto¶æ umys³u, bowiem wiele informacji, które mi wówczas przekazywali, by³o dla mnie ca³kowit± nowo¶ci±.

Na pocz±tku nauczy³em siê stroiæ R-2, kieruj±c siê odczuciami w rejonie trzeciego oka, kiedy obraca³em kolejno cztery tarcze. By³o to naprawdê bardzo ³atwe. Mia³em ju¿ sporu do¶wiadczenia z zakresu panowania nad silami psychicznymi, tote¿ wszystko wydawa³o mi siê naturalne. (Pó¼niej zda³em sobie sprawê, ¿e niewielu ludzi potrafi³o zrobiæ to w³a¶ciwie, chocia¿ niemal ka¿dy wra¿liwy cz³owiek mo¿e zostaæ do tego odpowiednio przeszkolony.)

Kontynuowa³em trening do dnia, w którym Slim i Jon dali mi do zrozumienia, ¿e jestem gotów sprawdziæ swoje umiejêtno¶ci. Mialem nastroiæ R-2 w ¶rodowisku naturalnym i przywróciæ równowagê w niewielkim rejonie Denver, który uleg³ „rozstrojeniu". (Kiedy R-2 ulega rozstrojeniu, obszar, na którym funkcjonowa³o, bardzo szybko powraca do stanu pierwotnego zanieczyszczenia. Zwykle dzieje siê tak jut po dwóch tygodniach). W tamtej chwili trudno by³o mi uwierzyæ, ¿e Denver choæ w najmniejszej czê¶ci mo¿e byæ zanieczyszczone, a jednak obaj potwierdzili, ¿e tak jest.

Udali¶my siê do miejsca oddalonego o 30 kilometrów na po³udniowy wschód, znajduj±cego siê niemal na przedmie¶ciach Denver. Nie znalem tej dzielnicy. Zaparkowali¶my samochód tu¿ przy drodze i ruszyli¶my w górê zbocza do linii granicznej. Na szczycie okaza³o siê, ¿e ro¶nie tam niewielki las.

Nigdy me zapomnê tego, co ujrza³em po dotarciu na szczyt wzgórza, kiedy rozgl±da³em siê po szerokiej dolinie roz³o¿onej po drugiej stronie. Ca³y obszar przykrywa³a czerwonobr±zowa chmura zanieczyszczeñ, rozci±gaj±ca siê w promieniu kilkunastu kilometrów. Pod ma³ym drzewem, ukryte przed oczami przechodniów, le¿a³o urz±dzenie R-2 emituj±ce swoj± cich± melodiê chmury deszczowej. Problem polega) na tym, ¿e by³o ono rozstrojone.

Jon i Slim polecili mi usi±¶æ naprzeciwko R-2. Chcieli sprawdziæ, czy poj±³em lekcjê. Przepe³nia³a mnie ciekawo¶æ i dzieciêce podniecenie na my¶l o tym, co siê stanie. Usiad³em wiêc po turecku i zamkn±³em oczy. Pogr±¿y³em siê w medytacji, aby zorientowaæ siê, jak nastroiæ R-2.

Kiedy tylko zacz±³em obracaæ tarcze, Jon powstrzyma³ mnie, mówi±c:

„Miej oczy otwarte i obserwuj chmurê zanieczyszczeñ."

Us³ucha³em go, chocia¿ nie tak mnie uczono. Utkwi³em wzrok w toksycznej chmurze i zabra³em siê do obracania tarcz. Jon przerwa³ mi jeszcze raz i nakaza³ s³uchaæ ptaków.

"Co takiego?" - spyta³em, obracaj±c siê w jego stronê. Podczas ca³ego treningu nikt nawet nie wspomnia³ o ptakach.

„Po prostu s³uchaj ptaków" -powtórzy³. -„Wszystko zrozumiesz."

Nie mia³em pojêcia, o czym mówi³, ale zastosowa³em siê do jego poleceñ. Kiedy obróci³em pierwsz± tarczê, poczutem, ¿e co¶ siê zmienia i to na sporym obszarze wokó³ mnie. Nie nast±pi³y jednak ¿adne widoczne zmiany. Kiedy obróci³em czwart± tarczê, jednocze¶nie wyst±pi³y dwa zjawiska, które zaskoczy³y mnie, a wrêcz wprawi³y w zadziwienie.

W jednej chwili czerwonobr±zowa chmura zanieczyszczeñ znik³a, pozostawiaj±c przejrzyst± i czyst± atmosferê. Przypomina³o to prawdziwy cud. Jednocze¶nie, w chwili znikniêcia chmury, wokó³ mnie roz¶piewa³y siê i rozæwierka³y setki ptaków. Do tej pory nie zdawa³em sobie nawet sprawy z ich obecno¶ci! Wszystko to wywar³o na mnie ogromne wra¿enie. Zobaczy³em i poczu³em moc R-2 i w tym samym momencie zyska³em pewno¶æ, ¿e ta nowa nauka jest ca³kowicie realna i ¿e muszê dowiedzieæ siê wiêcej na ten temat drog± bezpo¶rednich do¶wiadczeñ.

W owym czasie, szczególnie w roku 1995 i na pocz±tku roku 1996, powietrze w Denver by³o niezwykle czyste. By³ to efekt dzia³ania R-2, choæ urz±d oczyszczania miasta sobie przypisywa³ ca³± zas³ugê. Stwierdzono, ¿e zastosowano odpowiednie ¶rodki, aby oczy¶ciæ powietrze w Denver, Tymczasem sam widzia³em na w³asne

czego dokonywa³o urz±dzenie R-2 i wiedzia³em, ¿e przedstawiciele urzêdu nie maj± tym nic wspólnego.

Co wiêcej, Jon i Slim oddali R-2 do sprawdzenia niezale¿nemu laboratorium w Fort Collins, w stanie Kolorado. Wyniki badañ dowiod³y ponad wszelk± w±tpliwo¶æ, ¿e R-2 dzia³a tak, jak za³o¿yli jego twórcy, Pracownicy laboratorium obserwowali dzia³anie urz±dzenia przez okre¶lony czas, a nastêpnie je wy³±czyli. Potwierdzono naukowo i udokumentowano wówczas fakt, ¿e stopieñ zanieczyszczenia powietrza spad³ w czasie dzia³ania R-2, a nastêpnie wzrós³, kiedy je wy³±czono. Testy powtarzano kilkakrotnie w przeci±gu trzech miesiêcy. Eksperyment ¶ledzili równie¿ uczeni z Amerykañskich Sil Zbrojnych w Bazie Si³ Powietrznych w Kirkland, podobnie jak obserwowali moje próby przeprowadzane w Phoenix , o czym niebawem opowiem. Zapytano nas wówczas, czy zgadzamy siê poddaæ nasz sprzêt oraz siebie samych inwigilacji naukowej. Wyrazili¶my zgodê, a wyniki tych oglêdzin dowiod³y, ¿e R-2 rzeczywi¶cie usuwa z powietrza wszelkie zanieczyszczenia.

Po powrocie do laboratorium Jon i Slim kazali mi usi±¶æ i ofiarowali mi prywatne urz±dzenie R-2, które mia³em zabraæ ze sob± do Arizony i tam z nim eksperymentowaæ. Przyznajê, ¿e czu³em siê jak dziecko, które dosta³o wreszcie upragnion± zabawkê. Cierpliwie czeka³em na powrót do domu, kiedy wreszcie bêdê móg³ samodzielnie przetestowaæ to niewiarygodne urz±dzenie.

* * *

Kiedy przyjecha³em do domu, przeczyta³em na pierwszej stronie Arizona Republic, z dnia 30 maju 1996 roku artyku³ o zatrwa¿aj±cym wrêcz stopniu zunieczyszczenia powietrza w Phoenix. Gubernator Arizony Fife Symington twierdzi³, ¿e stopieñ zanieczyszczenia powietrza okre¶la siê jako „powa¿ny'". Co kilka dni wydawano ostrze¿enia, a sytuacja pogarsza³a siê z dnia na dzieñ.

Gubernator Symaington zareagowa³ powo³aniem „Si³ strategicznych do postêpowania z ozonem", kie­rowanych przez adwokata Rogera Ferlanda, W kwestii poszukiwania rozwi±zañ problemu zanieczyszczenia powietrza pan Ferland wypowiedzia³ siê w artykule zamieszczonym w Arizona Republic: „Bêdziemy próbowali wszystkiego. Rozwa¿ymy ka¿d± mo¿liwo¶æ, niezale¿nie od tego, jak oka¿e siê ona radykalna, trudna czy te¿ kosztowna. Niczego nie pominiemy".

Pan Ferland stwierdzi³, ¿e zadanie oczyszczenia Phoenix jest absolutn± konieczno¶ci±. Toksyny doprowadz± bowiem do ruiny turystykê oraz inne ga³êzie biznesu, a jednocze¶nie wp³yn± ujemnie na stan zdrowia mieszkañców.

Napisa³em wówczas list do pana Ferlanda z pro¶­b± o pomoc w zainstalowaniu R-2. Dysponowali¶my przecie¿ dowodami naukowymi na potwierdzenie skuteczno¶ci urz±dzenia, pochodz±cymi z niezale¿nego Iaboratorium oraz z bazy Si³ Powietrznych Stanów Zjednoczonych. S±dzi³em, ¿e nam pomog±, zw³aszcza, ¿e nie prosili¶my o wsparcie finansowe. Jak¿e siê jednak myli³em! Mój list zawiera³ pro¶bê do miasta Phoenix o to, by pozwoli³o nam zademonstrowaæ mo¿liwo¶ci wynalazku. Pokryliby¶my wszelkie koszty, za¶ zadaniem drugiej strony mia³a byæ wy³±cznie rejestracja naszych Postêpów.

W odpowiedzi zadzwoni³ do mnie urzêdnik o nazwisku Joe Gibbs. O¶wiadczy³, ¿e nie s± zainteresowani R-2 i ¿e nie udziel± nam najmniejszego poparcia. Nie macie pojêcia, jak zdeprymowa³a mnie taka reakcja. Dopiero wtedy u¶wiadomi³em sobie, ¿e artyku³ mia³ tylko zamydliæ oczy mieszkañcom miasta, ¿e tak naprawdê nikt nie zamierza³ zajmowaæ siê spraw± zanieczyszczenia ¶rodowiska. Moja propozycja zosta³a definitywnie odrzucona.

Na szczê¶cie nikt nie móg³ mnie powstrzymaæ od prowadzenia badañ. R-2 wymaga jedynie mocy 9 woltowej baterii. Zaledwie miliwolty wystarczaj±, by uruchomiæ aparaturê, a prawo federalne g³osi, ¿e wszelkie urz±dzenia dzia³aj±ce na mocy mniejszej od 1 wolta nie podlegaj± regulacjom.

Tak wiêc 4 czerwca 1996 roku uruchomi³em pierwszy R-2 w Cave Creek na pó³nocnym krañcu Scottsdale. Powietrze by³o tam tak brudne i suche, ¿e trudno by³o oddychaæ. Nie pada³o ju¿ od wielu miesiêcy i teraz wysycha³y nawet niektóre kaktusy. Minê³y trzy dni i nic siê nie wydarzy³o. Jednak czwartego dnia nad moim domem zawis³a ma³a czarna deszczowa chmura. W ca³ej Arizonie po³udniowej niebo by³o bez chmurne z wyj±tkiem kawa³ka nad moim domem, w którym umie¶ci³em R-2. Moja chmura ros³a. Dziesi±tego dnia rozros³a siê do rozmiaru 22 kilometrów ¶rednicy i wtedy po raz pierwszy od bardzo d³ugiego czasu spad³ deszcz, któremu towarzyszy³y

b³yskawice. Takie b³yskawice widzia³em tylko raz czy dwa razy w ¿yciu. Rozpêta³a siê wielogodzinna burza, raz po raz rozlega³y siê grzmoty, a niebo rozja¶nia³y b³yski gromu. W powietrzu rozchodzi³ siê przyjemny zapach ozonu. Powoli niebo zaczê³o dawaæ coraz wiêcej wody. Od tamtej pory ponadto niemal codziennie, a ¶wie¿a woda zmywa³a toksyny z powietrza, nape³niaj±c wyschniête koryta rzek i jezior.

Do wrze¶nia 1996 roku pole fali stworzone przez R-2 by³o ju¿ ustabilizowane i od pierwszego dnia tego miesi±ca przesta³y ukazywaæ siê alarmuj±ce komunika­ty o zagro¿eniu zanieczyszczeniem powietrza. Sytuacja zmieni³a siê dopiero wtedy, kiedy przedstawiciele Si³ Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych poprosili o wy³±czenie aparatury, aby przekonaæ siê, co siê stanie.

Wy³±czyli¶my j± 12 maja 1998 roku, a ju¿ z koñcem miesi±ca powróci³a warstwa zanieczyszczeñ, w mie¶cie za¶ wydano pierwszy od d³ugiego czasu komunikat o zagro¿eniu. Podczas przeprowadzania tej próby (w marcu 1997 roku umie¶cili¶my drugie urz±dzenie R-2 w samym Phoenix i wtedy to efekty jego dzia³ania zaczê³y byæ widoczne) poziom wêglowodoru w powietrzu pozostawa³ na poziomie liczb pojedynczych. Zdarza³o siê, ¿e w centrom miasta poziom wêglowodorów w powietrzu by³ równy zeru. Nie by³o tam absolutnie nic, najmniejszego ¶ladu zanieczyszczeñ. Niestety, R-2 nie radzi³o sobie z azotanami, które s± przyczyn± zanieczyszczeñ w warstwie ozonowej, ale skutecznie usuwa³o wêglowodór. Wszystko to zosta³o zarejestrowane w publicznych zapisach.

Pod koniec eksperymentu mia³em ju¿ pewno¶æ, ¿e R-2 jest prawdziwym sukcesem, ale przedstawiciele Si³ Powietrznych Armii Amerykañskiej, którzy monitorowali wszelkie moje poczynania, kazali mi przerwaæ ca³± operacjê. Chcieli siê przekonaæ, co siê wówczas wydarzy, a jednocze¶nie poinformowali mnie, ¿e w³adze nigdy nie wydadz± mi zezwolenia na dalsze dzia³ania. Sugerowali, bym wyniós³ siê zagranicê. W ten sposób z b³ogos³awieñstwem Si³ Powietrznych podj±³em eksperyrnenty na obcej ziemi.

Od czerwca 1996 roku do maja 1998 pracowa³em nad R-2 i osi±gn±³em zadziwiaj±ce rezultaty, których w³adze Phoenix nie chcia³y przyj±æ do wiadomo¶ci.

W koñcu wys³a³em do nich kolejny list.

7 maja 1998

miasto Phoenix Burmistrz Skip Rimsza 200 W Washington Phoenix, Arizona 85003

Drogi panie burmistrzu,

w maju 1996 roku „Arizona Republic" zamie¶ci³a artyku³, w którym poinformowano opiniê publiczna o zatrwa¿aj±cym stopniu zanieczyszczenia powietrza w Phoenix, które zagra¿a³o przysz³o¶ci jego mieszkañców. Przeczyta³em tam równie¿, ¿e gubernator Fife Symington ustanowi³ specjalna jednostkê, zajmuj±c± siê sprawa zanieczyszczeñ, na której czele stencil mecenas Roger Ferland. Do³±czam kopiê tego artyku³u. Pan Ferland o¶wiadczy³ w nim: „Bêdziemy próbowali wszystkiego. Rozwa¿ymy ka¿da mo¿liwo¶æ, niezale¿nie od tego, jak oka¿e siê ona radykalna, nudna czy tez kosztowna. Niczego nie pominiemy ".

Z panem Joem Gibbsem, który jest cz³onkiem grupy zajmuj±cej siê problemem zanieczyszczenia powietrza, rozmawia³em w sprawie urz±dzenia, które stosowali¶my ju¿ w Denver w stanie Kolorado w roku 1995. Okaza³o siê, ¿e Denver w onym czasie mia³o najczystsze powietrze w ca³ej swojej historii, Pan Gibbs powiedzia³ nam ¿e niej zainteresowany wypróbowaniem naszego urz±dzenia. Poniewa¿ zu¿ywa ono mniej ni¿ jeden want energii, nie ma prawa zakazuj±cego przeprowadzania prób na w³asn± rêkê. Powiedzieli¶my zatem panu Gibbsowi, ¿e pokryjemy wszelkie koszty dzia³ania naszej, aparatury. Tak¿e i tym razem odmówi³. Prosili¶my ¿eby przynajmniej zgodzi³ siê monitorowaæ cale przedsiêwziêcie, ale bez skutku. Najwyra¼niej nie chcia³, nam pomóc. Zachowywa³ siê niezgodnie z tym co pan Ferland o¶wiadczy³ w wymienionym artykule. Kiedy kilka miesiêcy pó¼niej chcieli¶my mu przekazaæ wyniki niezale¿nych testów laboratoryjnych dotycz±cych naszego urz±dzenia - by³ zbyt zajêty. Nie wykazywa³ te¿ wiêkszego zainteresowania, kiedy zadzwoniono do niego z dowództwa Si³ Powietrznych, które równie¿ z nami wspó³pracowa³y.

4 czerwca 1996 roku uruchomili¶my nasze urz±dzenie nie o minimalnym zasiêgu 52 kilometrów w Cave Creek / Phoenix. Aktywacja systemu zajmuje trzy dnu, a jego stabilizacja oko³o trzech miesiêcy. Peln± wydajno¶æ osi±gnê³o ono zatem 1 wrze¶nia 1996 roku. W mie¶cie takim jak Phoenix potrzeba jednak co najmniej dziewiêæ takich urz±dzeñ, ale przekracza³o to nasze mo¿liwo¶ci. Jedno dzia³aj±ce urz±dzenie przypomina zatem piêkny nowiutki samochód jednak o mocy zaledwie 25 koni mechanicznych. To byto jednak lepsze ni¿ nic.

Przed wrze¶niem 1996 roku w Phoenix niezwykle czêsto og³aszano stan alarmowy, za¶ Agencja Ochrony ¦rodowiska mia³a wpisaæ miasto na listê „powa¿nie zagro¿onych stopniem zanieczyszczenia powietrza".

Od wrze¶nia jednak nie pojawi³o siê ani jedno ostrze¿enie alarmowe. Stopieñ zanieczyszczeñ konsekwentnie

spada³. W marcu 1997 zainstalowane zosta³o kolejne urz±dzenie w okolicy lotniska. Zabieg ten wzmocni³ dzia³anie catego ssystemu, a jednocze¶nie poprawi³ sytuacjê w Phoenix.

Nasze postêpy ¶ledzi od pewnego czasu Baza Si³ Powietrznych w Kirkland w Nowy Meksyku. Przeprowadzono tam testy naszego urz±dzenia i je¶li bêdzie pan zainteresowany ich opini±, proszê zadzwoniæ do pu³kownika Pama Burra. Podajê numer telefonu.

Napisali¶my ten list, poniewa¿ chcemy Pana poinformowaæ, i¿ 12 maja 1993 wy³±czamy ca³a aparaturê. Ju¿ od trzech tygodni system ulega rozstrojeniu. W ci±gu nastêpnych 90 do 120 dni zanieczyszczenie powietrza mo¿e powróciæ do stopnia, jaki osi±gnê³o przed aktywacj± naszego urz±dzenia, czyli sprzed czerwca 1996 roku. S±dz±c po tym, jak w³adze Phoenix reagowa³y do tej pory na dowody naukowe, nie oczekujemy odpowiedzi. Je¶li jednak uzna Pan, ¿e mogliby¶my byæ pomocni w oczyszczaniu miasta, proszê do nas zadzwoniæ.

W trosce o Ziemiê

Dru Melchizedek General manager

Do wiadomo¶ci: p³k. Pam Burr Arizona Republic QED Research, llc Gub. Jane Hull


W czasie trwania prób powoli zaczyna³em rozumieæ co siê naprawdê dzia³o i w jaki sposób ¶wiadomo¶æ ludzka wchodzi w interakcjê z polem R-2. Odkry³em, ¿e R-2 zosta³o fizycznie stworzone na obraz ludzkiego cia³a ¶wietlistego, Mer-Ka-Ba. Dlatego w³a¶nie osoba znaj±ca medytacjê Mer-Ka-Ba, jak równie¿ wibracjê „chmury deszczowej", mog³a po³±czyæ oba sk³adniki, a nastêpnie odtworzyæ dzia³anie R-2 wy³±cznie dziêki czystej ¶wiadomo¶ci bez pomocy maszyny.

Rozmy¶la³em o tym godzinami. Pewnego dnia prowadzi³em wyk³ad w Australii na temat Mer-Ka-Ba, kiedy jeden z uczestników zapyta³:

„Skoro R-2 mo¿e zmieniaæ atmosferê na pewnym obszarze, to dlaczego tego samego nie mia³aby zrobiæ osoba znaj±ca Mer-Ka-Ba?"

Wyj±³ mi to z ust...

OCZYSZCZANIE POWIETRZA ZA POMOC¡

LUDZKIEGO CIA£A ¦WIETLISTEGO

W pó³nocnej czê¶ci wschodniego wybrze¿a Australii panowa³a straszliwa susza. Nie pamiêtam, kiedy to by³o, ale najpewniej w roku 1997 lub 1998. W okolicznych lasach co jaki¶ czas samoistnie wybucha³y po¿ary, a¿ powietrze by³o ciê¿kie od dymu i p³omieni. By³o niewiarygodnie sucho!

W tej sytuacji wraz z wymienionym uczestnikiem zajêæ oraz trójk± obserwatorów rozpocz±³em medytacjê Mer-Ka-Ba, w której pos³a³em falê w formie deszczowej chmury do atmosfery w promieniu wielu kilometrów.

Tego popo³udnia nic siê nie wydarzy³o, ale nastêpnego ranka obudzi³o nas bêbnienie deszczu po metalowym dachu domku. Niebo zaci±gnê³o siê chmurami i gêst± mg³±. Wyskoczy³em z ³ó¿ka i podbieg³em do okna, za którym rozszala³a siê prawdziwa ulewa. By³em przejêty jak dziecko.

Wiedzia³em, ¿e siê nam uda³o, choæ jednocze¶nie zdawa³em sobie sprawê, ¿e móg³ to byæ pojedynczy wypadek, czysty zbieg okoliczno¶ci. Pada³o przez trzy dni i d³u¿ej, po moim powrocie do Ameryki. Zadzwoni³ pó¼niej do mnie przyjaciel z Australii i powiedzia³, ¿e deszcz nie ustawa³, mimo ¿e minê³y ju¿ dwa Tygodnie. O¶wiadczy³, ¿e po¿ary lasów wygas³y na dobre, a rz±d obwie¶ci³ koniec suszy.

Ostatnie zdarzenia zaostrzy³y moj± ciekawo¶æ. Czy to naprawdê mo¿liwe? Czy przeciêtny cz³owiek mo¿e zmieniæ stan pogody dziêki medytacji? Kilka miesiêcy pó¼niej pojecha³em do Mexico City, aby nauczaæ techniki Mer-Ka-Ba i opowiedzia³em uczestnikom o deszczu w Australii. Jeden z nich powiedzia³:

„Skoro potrafi³e¶ tego dokonaæ w Australii, mo¿e spróbujesz w Mexico City? Nasze powietrze jest tak zanieczyszczone, ¿e z trudem oddychamy."

Muszê przyznaæ, ¿e podczas moich podró¿y po ca³ym ¶wiecie nie widzia³em jeszcze miasta, w którym powietrze by³oby tak zatrute. Brud ogranicza³ widoczno¶æ na odleg³o¶æ zaledwie dwóch ulic. W ¶rodku dnia nie widaæ by³o nawet nieba. Miasto spowite byto brunatn± zas³on±, a z ka¿dym oddechem mialem „wra¿enie, jakbym sta³ za ciê¿arówk± diesla. Z ca³± pewno¶ci± czeka³o mnie prawdziwe wyzwanie.

W obecno¶ci ponad czterdziestu ¶wiadków uda³em siê do centrum miasta, do staro¿ytnej piramidy usytuowanej w pobli¿u kilku autostrad. Wspiêli¶my siê na szczyt, z którego rozci±ga³ siê widok na cale miasto. choæ widoczno¶æ nadal ogranicza³a gêsta pow³oka toksyn.

Zasiedli¶my a krêgu, zwróceni twarzami do ¶rodka du¿ego p³askiego poro¶niêtego traw± placu na szczycie piramidy. Wszyscy wiedzieli, co zamierzam

zrobiæ: mia³em rozpocz±æ medytacjê, u¿ywaj±c swojego naturalnego pola Mer-Ka-Ba jako nadajnika do

wysy³ania wibracji w formie chmury deszczowej, tu¿ przed powstaniem pierwszej b³yskawicy. Ustawi³em zegarek, podobnie jak reszta uczestników, i rozpocz±³em medytacjê.

Ryc. Piramida w Mexico City.

Po piêtnastu minutach w niebie dok³adnie nad moj± g³ow± otworzy³a siê b³êkitna dziura. Wszyscy j± wi­dzieli. Dziura powiêksza³a siê coraz bardziej! Po na­stêpnych piêtnastu minutach osi±gnê³a ju¿ ¶rednicê trzech do czterech kilometrów. By³a to doskonale okr±­g³a dziura po¶ród zanieczyszczonej warstwy powietrza. Wygl±da³a jakby by³a wyciêta specjalnym przyrz±dem do robienia ciasteczek. Wszêdzie wokó³ wci±¿ wisia³a brunatna pow³oka, ale w ¶rodku, tam gdzie siê znajdowali¶my, powietrze by³o czyste i rze¶kie. Pachnia³o ró¿ami, a nad naszymi g³owami zawis³ ¶liczny ró¿owy ob³oczek. By³ to piêkny widok.

Przez trzy godziny i piêtna¶cie minut, jak obliczyli¶my pó¼niej, pow³oka brudu tkwi³a nieruchomo. Rz±d wys³a³ helikoptery zwiadowcze, aby przekonaæ siê, sk±d wziê³a siê dziura w niebie, ale nie dowiedzia³em siê, do jakich doszed³ wniosków. Ostatecznie powiedzia³em uczestnikom, ¿e zamierzam koñczyæ medytacjê i wtedy zobaczymy, co siê stanie. Kiedy tylko j± przerwa³em, pow³oka brudu natychmiast pospieszy³a z powrotem, zasnuwaj±c woln± przestrzeñ. tu¿ po piêtnastu minutach owion±³ nas okropny odór miejskich wyziewów i toksyn. Ponownie znale¼li¶my siê w gêstej mgle, która skry³a miasto.

Pamiêtam, co czulem podczas lotu do Stanów Zjednoczonych. By³em absolutnie pewien, ¿e ludzka ¶wiadomo¶æ stanowi odpowied¼ na wszystkie nasze problemy. Z trudem opanowywa³em podniecenie. Powtórzy³em tê medytacjê dwa razy w Anglii i dwa razy w Holandii. Za ka¿dym razem dzia³a³a doskonale. I za ka¿dym razem obserwowali to ¶wiadkowie w grupie co najmniej piêædziesiêciu osób. Drugi taki wypadek, maj±cy miejsce w Anglii, radykalnie odmieni³ moje ¿ycie.

SPOTKANIE Z WEWNÊTRZNYM ¦WIATEM SERCA

Nie pamiêtam dok³adnie, w którym miejscu to siê zdarzy³o. Znajdowali¶my siê wówczas w Anglii. na wrzosowisku, nad którym s³oñce nie pojawia³o siê od sze¶ciu miesiêcy. Wszystko wokó³ przesi±kniête by³o gêst± zawiesin± mg³y, która sprawia³a. ¿e rzeczy zdawa³y siê pe³ne wilgoci. Prowadzi³em tam czterodniowy warsztat po¶wiêcony Mer-Ka-Ba dla grupy sk³adaj±cej siê z piêædziesiêciu piêciu osób. Ostatniego dnia zaproponowa³em, by¶my przeprowadzili wspólnie medytacjê w celu oczyszczenia powietrza choæ tamtejsze powietrze nie by³o zanieczyszczone tylko nas±czone mg³±. Mimo to wewnêtrzny g³os podpowiada³ mi abym siê tym nie sugerowa³, tylko przeprowadzi³ medytacjê i obserwowa³, co siê stanie.

Nie³atwo by³o przekonaæ Anglików do wyj¶cia na przesi±kniête deszczem i mg³± zielone pole, na którym mieli usi±¶æ w krêgu i przeprowadziæ medytacjê. W koñ­cu jednak sk³oni³em ich do tego. Pewnie uznali mnie za osobê lekko zwariowan±, ale dali siê namówiæ.

Wszyscy mieli ze sob± parasolki oraz p³achty czarnego plastikowego materia³u, na którym usiedli. Tak wiêc usiedli¶my w grupie piêædziesiêciu sze¶ciu osób po¶ród deszczu i mg³y, unosz±c w górê parasolki, aby odstraszyæ ¿ywio³y. Musieli¶my wygl±daæ jak szaleñcy.

W milczeniu rozpocz±³em medytacjê, przekonany, ¿e co¶ siê wydarzy, choæ nie mia³em pojêcia, co to bêdzie po piêtnastu minutach nad naszymi g³owami powsta³ b³êkitny prze¶wit, który zacz±³ siê rozprzestrzeniaæ, podobnie jak to mia³o miejsce w Mexico City. Tym razem jednak niebo rozja¶nia³o siê o wiele szybciej, a¿ wolna od chmur przestrzeñ osi±gnê³a ¶rednicê dwunastu kilometrów. Siedzieli¶my pod czystym b³êkitnym niebem, roz¶wietlonym popo³udniowym s³oñcem, a wokó³ nas rozpo¶ciera³a siê ¶ciana mg³y niczym koliste ogrodzenie.

I nagle to siê sta³o.

Wszyscy siedz±cy w krêgu poczuli jednocze¶nie i u¶wiadomili sobie obecno¶æ Boga. Poczu³em, ¿e mam gêsi± skórkê. Spojrzeli¶my w niebo i ujrzeli¶my tam ksiê¿yc w pe³ni. Wygl±da³ jednak inaczej ni¿ zwykle. Niebo by³o tak czyste, ¿e wygl±da³o, jakby warstwa atmosfery zosta³a usuniêta. Wokó³ ksiê¿yca dostrzeg³em co¶ jeszcze. By³o to co¶, czego nigdy dot±d nie widzia³em, co¶ o czym mi tylko opowiadano: gwiazdy... gwiazdy wokó³ ksiê¿yca i to w ¶rodku dnia! By³ to zachwyca­j±cy widok.

Nagle moj± uwagê przyci±gnê³o to, co dzia³o siê na Ziemi. Ujrza³em wokó³ mnóstwo ma³ych zwierz±t. Przypatrywa³y nam siê wiewiórki, gryzonie, psy i inne stworzenia. W pobliskich drzewach ¶piewa³y delikatnie ptaki. Mnóstwo ptaków. Rozejrza³em siê po twarzach ludzi siedz±cych w krêgu i zrozumia³em, ¿e znajduj± siê w odmiennym stanie ¶wiadomo¶ci. U¶miechn±³em siê na wspomnienie ¶wiêtego Franciszka, patrz±c jak zwierzêta pragn± podje¶æ jak najbli¿ej nas, pokornych istot ludzkich.

Pamiêtam, ¿e pomy¶la³em wtedy: „Jest ch³odno. Chcia³bym, ¿eby ogrza³o nas s³oñce". W jednej chwili ca³y kr±g roz¶wietli³ siê ¶wiat³em. Szybko odwróci³em siê w stronê jego ¼ród³a i ujrza³em ma³y cud. ¦ciana mg³y skrywala s³oñce, kiedy jednak wyrazi³em swoje ¿yczenie, w miejscu, w którym znajdowa³a siê kula ¶wiat³a utworzy³a siê dziura, przepuszczaj±c promienie. Powsta³y w ten sposób prze¶wit dotrzymywa³ kroku s³oñcu przez pó³torej godziny. Nasz niewielki kr±g pogr±¿onych w modlitwie osób trwa³ sk±pany w jasnym ¶wietle.

Ostatecznie uzna³em, ¿e do¶æ ju¿ widzieli¶my, zreszt± i tak s³oñce powinno zaj¶æ za dwadzie¶cia minut Oznajmi³em, ¿e pora koñczyæ medytacjê. Kiedy przerwali¶my, pow³oka gêstej mg³y niemal natychmiast zasnuta jasne niebo i na powrót spowi³y nas wilgoæ i deszcz.

Kiedy powstali¶my, wydarzy³ siê prawdziwy cud. W warsztacie bra³ udzia³ pewien mê¿czyzna, który od ponad dziesiêciu lat by³ unieruchomiony na wózku inwalidzkim. Przyby³ m wraz z ¿on±. Cz³owiek ten podnosi³ siê z wózka o w³asnych sitach, ale tylko po to, by zmieniæ pozycjê lub przesi±¶æ siê na fotel lub ³ó¿ko. Za ka¿dym razem pomaga³a mu w tym ¿ona. Kiedy wszyscy zbierali siê do odej¶cia, mê¿czyzna wsta³ z wózka i mszy³ w ¶lad za innymi. Szed³ bez niczyjej pomocy! Sta³a siê rzecz niemo¿liwa! Porusza³ siê nieco chwiejnym krokiem, ale szed³.

Jego ¿ona dos³ownie zaniemówi³a. Dopiero pó¼niej powiadomi³a mnie, ¿e m±¿ nie Tylko nadal chodzi, ale jego krêgos³up wyprostowa³ siê na tyle, ¿e sta³ siê wy¿szy o piêtna¶cie centymetrów. Zdarzenie na wrzosowisku wype³ni³o nasze serca rado¶ci± i moc±.

Jako uzdrowiciel widzia³em w ¿yciu wiele cudów, ale czêsto zdarza³o siê, ¿e choroby powraca³y ju¿ nastêpnego dnia. Tymczasem nastêpnego ranka ów mê¿czyzna wszed³ do sali jadalnej na ¶niadanie u boku swojej rozpromienionej ¿ony. Co wiêcej, znam przyjació³kê tej pary, która od tamtej pory dzwoni do mnie co roku i przekazuje wie¶ci z ich ¿ycia. Minê³o ju¿ piêæ lat, a cz³owiek ten nadal chodzi.

Oto historia cz³owieka, który na skutek pewnego prze¿ycia po¶ród angielskich wrzosowisk pozna³ prawdziw± naturê rzeczywisto¶ci. Wierzê, ¿e u¶wiadomi³ sobie, i¿ wszystko jest ¶wiat³em, a ¶wiat stworzony zosta³ wewn±trz ludzkiej duszy. Poczu³ ponad wszelka w±tpliwo¶æ, ¿e potrafi uleczyæ siê ze swojej choroby dzia³aniem samej tylko ¶wiadomo¶ci.

I uda³o siê.

* * *

To zdarzenie odmieni³o równie¿ moje ¿ycie, które zwróci³o siê teraz ku przebudzeniu do rzeczy nieznanych. Zacz±³em od tej pory zdawaæ sobie sprawê z tego, ¿e dusza ludzka jest w istocie czym¶ znacznie wiêkszym od tego, co s±dzi na jej temat nauka czy logika. ¦wiat zewnêtrzny jest stwarzany przez rzeczywisto¶æ wewnêtrzn±, która mie¶ci siê w ludzkim sercu. By³em o tym g³êboko przekonany.

Wiedzia³em, ¿e to „co¶" znajduje siê w sercu, poniewa¿ siedz±c wówczas w krêgu mego ¶wietlistego pola Mer-Ka-Ba, które oddala³o wibracje chmury deszczowej, czulem ¼ród³o owych wibracji. Znajdowa³o siê ono w moim sercu: wszystko dzia³o siê poprzez mi³o¶æ i dziêki mi³o¶ci, któr± ¿ywi³em do Matki Ziemi. Powoli przygotowywano mnie do nowego sposobu rozumienia mego zwi±zku z ¿yciem."


¼ród³o: http://pokazywarka.pl/oczyszczanie-powietrza-przy-pomocy-technologii/
« Ostatnia zmiana: Sierpieñ 04, 2010, 07:59:00 wys³ane przez Leszek » Zapisane

Be Vegan, Go Green 2 Save The Planet!
Leszek
Administrator
Ekspert
*****
Wiadomo¶ci: 1391



Zobacz profil WWW Email
« Odpowiedz #1 : Pa¼dziernik 12, 2010, 18:53:42 »

kontynuacja:
http://forum.swietageometria.info/index.php/topic,447.msg2374/topicseen.html#msg2374
Zapisane

mi³o¶æ rado¶æ piêkno
Strony: 1   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap
BlueSkies design by Bloc | XHTML | CSS

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

ganggob rekogrupastettin julandia yourlifetoday wyscigi-smierci