Choose fontsize:
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
 
Strony: 1   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: OCZYSZCZANIE POWIETRZA PRZY POMOCY TECHNOLOGII I LUDZKIEGO CIAÂŁA ÂŚWIETLISTEGO  (Przeczytany 5422 razy)
0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
OmAmO
Nowy uÂżytkownik
*
Wiadomości: 7



Zobacz profil WWW
« : Sierpień 03, 2010, 20:20:46 »

Fragment ksi¹¿ki "¯ycie w przestrzeni serca" Drunvalo Melchizedeka:

"Niemal na chybi³ trafi³ wybra³em pozornie przypadkowy moment w moim ¿yciu, w którym rozpocznê tê opowieœÌ. Decyzjê o tym, ¿eby pomóc Ziemi w uzdrowieniu jej œrodowiska

naturalnego przy pomocy technologii umys³u podj¹³em nie podczas medytacji, ale w zwyk³ej codziennej rzeczywistoœci. Uwa¿a³em, ¿e wszyscy jesteœmy odpowiedzialni za Ziemiê, a skoro g³oszê to przekonanie publicznie, powinienem zaœwiadczyÌ o nim równie¿ w³asnym ¿yciem. Otworzy³em siê wiêc wówczas na wszelkie mo¿liwe sytuacje, w których móg³bym osobiœcie przyczyniÌ siê do uzdrowienia naszej drogiej Ziemi.

Nie opowiadam wam jednak tej historii tylko po to, by zwróciÌ wasz¹ uwagê na problem zanieczyszczenia Ziemi. Chcê wam opowiedzieÌ o tym, jak eksperymenty z pewnym urz¹dzeniem o nazwie R-2 odmieni³y moje ¿ycie, otwieraj¹c przede mn¹ duchow¹ mo¿liwoœÌ doœwiadczania œwiata w ca³kiem nowy, nieznany mi dot¹d sposób.

W owym czasie nie wiedzia³em jeszcze, ¿e te eksperymenty technologiczne pozwol¹ mi wyjœÌ poza ograniczenia umys³u w niezbadane dot¹d rejony œwiadomoœci i poznaÌ ukryt¹ g³êboko sekretn¹ przestrzeù

mego serca.


OCZYSZCZANIE-POWIETRZA-PRZY-POMOCY-TECHNOLOGII

Moja opowieœÌ rozpoczyna siê zatem w maju 1996 roku, kiedy to zadzwoni³ do mnie stary przyjaciel z proœb¹, bym przy³¹czy³ siê do pracy nad projektem oczyszczania œrodowiska naturalnego. Projekt realizowano w Denver w stanie Kolorado. Nie wyjawiê tu prawdziwego imienia mojego przyjaciela, poniewa¿ takie by³o jego ¿yczenie. Bêdê nazywa³ go Jonem. Cz³owiek ten by³ niegdyœ uczonym, który w tamtym czasie poœwiêci³ siê badaniu wszelkich aspektów ¿ycia oraz œwiata fizyki w swoim ma³ym, choÌ dobrze wyposa¿onym laboratorium.

W¹tpiê, by jego iloraz inteligencji mo¿na by³o poddaÌ jakimkolwiek testom. By³ prawdziwym geniuszem. Opracowa³ nowy "wgl¹d" w naturê rzeczywistoœci przy zastosowaniu emisji mikrofal. Metoda ta dawa³a mu nowe, ogromne wprost mo¿liwoœci poszukiwania odpowiedzi w œwiecie. Nawet nasz rz¹d, któremu znana by³a praca tego cz³owieka, dopiero niedawno zdo³a³ osi¹gn¹Ì podobne rezultaty w dziedzinie badan naukowych.

Jon twierdzi³, ¿e wraz ze wspó³pracownikami, do których nale¿a³ Slim Spurling, w³aœciciel dziwnych spiralnych sprê¿yn, odkry³ pewne zjawisko naturalne, które mog³o dopomóc w uzdrowieniu niektórych problemów œrodowiska naszej planety. Powiedzia³, ¿e chce mi przedstawiÌ swoje odkrycie. Mia³em w tym celu pojechaÌ do Denver, gdzie grupie uczonych uda³o siê oczyœciÌ powietrze z wszelkich zanieczyszczeù.

Trudno byÂło mi uwierzyĂŚ w jego sÂłowa, bowiem mieszkaÂłem wĂłwczas w Boulder w stanie Kolorado, oddalonym zaledwie kilkanaÂście kilometrĂłw od Denver, ktĂłre to w owym czasie, czyli pod koniec lat 70. miaÂło najwiĂŞksze skaÂżenie powietrza spoÂśrĂłd miast Ameryki - wiĂŞksze niÂż Los Angeles. Dlatego teÂż zamierzaÂłem wyprowadziĂŚ siĂŞ gdzie indziej. SÂądziÂłem, Âże Jon wyolbrzymia swoje osiÂągniĂŞcie, jednak znajÂąc jego zdolnoÂści i moÂżliwoÂści intelektualne, moglem przypuszczaĂŚ, Âże dokona rzeczy niemoÂżliwych. PostanowiÂłem przekonaĂŚ siĂŞ na wÂłasne oczy. I tak planowaÂłem wyjazd, a jego propozycja wydawaÂła siĂŞ bardzo interesujÂąca.

Postanowi³em zachowaÌ otwartoœÌ umys³u i nie mieÌ ¿adnych oczekiwaù. W razie gdyby jego s³owa okaza³y siê nieprawd¹, chcia³em urz¹dziÌ sobie wycieczkê w okolice pokrytych œniegiem Gór Skalistych, w których zawsze nabiera³em wigoru.

* * *

Tydzieù póŸniej wysiad³em z samolotu w Denver i wci¹gn¹³em w p³uca dziewiczy powiew powietrza. Nigdy dot¹d nie czu³em takiej œwie¿oœci. Wydawa³o siê, ¿e w ogóle nie ma tu atmosfery. Widzia³em przed sob¹ drzewa rosn¹ce w górach w odleg³oœci trzydziestu kilometrów.

Sta³em tam jak turysta zagubiony na nieznanym terytorium j ch³on¹³em œwie¿oœÌ i czystoœÌ, jakich nie doœwiadczy³em od piêciu lat, odk¹d tu zamieszka³em. £agodnie mówi¹c, moje zainteresowanie znacznie wzros³o. By³em zadziwiony. Czy¿by Jon naprawdê dokona³ tego, o czym mówi³?

Tymczasem podjecha³a taksówka. Kierowca mia³ ³agodny, spokojny wyraz twarzy. Wskaza³ mi miejsce obok siebie, jakbyœmy byli starymi przyjació³mi i ju¿ po chwili miêkko ruszyliœmy w stronê domu Silma Spurlinga, w którym mieœci³o siê laboratorium. Nigdy dot¹d nie widzia³em tego miejsca, chuÌ s³ysza³em o nim wiele zadziwiaj¹cych rzeczy.

Pamiêtam, ¿e spojrza³em w oczy kierowcy i wyda³y mi siê ca³kowicie odprê¿one, co nieczêsto zdarza siê wœród taksówkarzy. Spyta³em, czy lubi swoj¹ prace. Patrz¹c na drogê przed sob¹ odpar³, ¿e j¹ uwielbia. Stwierdzi³, ¿e pasa¿erowie s¹ dla niego jak otwarte ksi¹¿ki, które opisuj¹ œwiat ich, doœwiadczeù, zebranych podczas podró¿y po ca³ym œwiecie.

Zaraz potem spytaÂł, w jakim celu przyleciaÂłem do Denver. OdrzekÂłem, Âże szukam rozwiÂązania problemu zanieczyszczenia powietrza na Âświecie. SpojrzaÂł na mnie niewinnym wzrokiem dziecka i powiedziaÂł:

„U nas powietrze jest czyste. ProszĂŞ spojrzeĂŚ. Problem znikn¹³."

StwierdziÂłem, Âże istotnie, powietrze tutaj wydaje mi siĂŞ zadziwiajÂąco czyste i ÂświeÂże.

„Nie tylko o to chodzi" odparÂł. „Wszyscy moi znajomi czujÂą siĂŞ Âświetnie! Wie pan jak to siĂŞ staÂło?"

Nie umia³em mu tego wyjaœniÌ. Wkrótce dojechaliœmy do szeregu starych dwupiêtrowych budynków przy d³ugiej ulicy, która koùczy siê w miejscu, w którym stoi Szko³a Wydobycia Z³ota w Kolorado. Tutaj mia³em spotkaÌ siê ze Slimem Spurlingiem, jednym z uczonych prowadz¹cych badania eksperymentalne nad nowym urz¹dzeniem, s³u¿¹cym oczyszczaniu powietrza, o nazwie R-2.

By³ to iœcie czarodziejski wynalazek, w którym wykorzystywano fale chmury deszczowej tu¿ przed pojawieniem siê b³yskawicy i wysy³ano je na odleg³oœÌ 47 kilometrów, powoduj¹c rozpad cz¹steczek wêglowodorów na nieszkodliwe atomy oraz wyparowanie cz¹steczek tlenu i wody. Czy proces ten rzeczywiœcie mia³ miejsce? Z ca³¹ pewnoœci¹ wskazywa³o na to czyste powietrze na ulicy Slima.

ZapukaÂłem i usÂłyszaÂłem w odpowiedzi gÂłoÂśne:

„ProszĂŞ". WszedÂłem do Âśrodka. Dom Slima stanowiÂł prawdziwe laboratorium- nie przypominaÂł mieszkania, w ktĂłrym moÂżna siĂŞ wyspaĂŚ i coÂś zjeœÌ. OkazaÂło siĂŞ, Âże przestrzeĂą mieszkalna znajdowaÂła siĂŞ na gĂłrze, w oddzieleniu od Âświata nauki.

Na podÂłodze leÂżaÂło mnĂłstwo dziwnych miedzianych spiralnych sprĂŞÂżyn o ró¿nych rozmiarach. ByÂły tam rĂłwnieÂż inne przedmioty, ktĂłrych przeznaczenie znali tylko sam BĂłg oraz Slim. Dla tego czÂłowieka, ktĂłry ze swojÂą dÂługÂą bia³¹ brodÂą wyglÂądaÂł jak skrzyÂżowanie Merlina i starego kowboja, szukajÂącego zaginionego bydÂła, owe „stare sprĂŞÂżyny" sÂłuÂżyÂły jako narzĂŞdzie oczyszczajÂące powietrze w Denver.

Jon nie pojawi³ siê w pierwszym dniu mojej wizyty. Na miejscu znajdowali siê Slim, czyli jego partner wynalazca, oraz dwóch pozosta³ych naukowców, którzy przeprowadzali próbê urz¹dzenia. Wkrótce potem obaj wyszli, a ja zosta³em ze Slimem. Chcia³em poznaÌ tego cz³owieka, który, jak siê szybko okaza³o, równie¿ by³ prawdziwym geniuszem. Przebywa³em ze Slimem i jego wspó³pracownikami kilka dni, przyswajaj¹c wiedzê, któr¹ zdecydowali siê ze mn¹ podzieliÌ.

A o to, w jaki sposób dzia³a R-2-w istocie proces ten jest bardziej skomplikowany, podajê m tylko informacje ogólne. Fala emitowana przez chmurê deszczow¹ tu¿ przed wy³adowaniem w formie b³yskawicy zostaje odtworzona przy pomocy specjalnego urz¹dzenia (nie jest to R-2). Nastêpnie umieszcza siê j¹ w chipie komputerowym w R-2, którego system nag³oœnienia wysy³a j¹ do atmosfery przy u¿yciu zwoju zwanego harmonizatorem. Fala roœnie, przybieraj¹c kszta³t pola toroidalnego (przypominaj¹cego p¹czek z dziurk¹ w œrodku). Oddzia³uje ona na fale grawitacji, powoduj¹c oczyszczanie powietrza na odleg³oœÌ. R-2 posiada cztery tarcze przy³¹czone do koùców metalowych plecionych prêtów, tworz¹cych wzór tetraedru. Tarcze te mo¿na obracaÌ, stroj¹c w ten sposób pole toroidalne,

ktĂłre "staje siĂŞ Âżywe"
Obrazek uÂżytkownika


Ryc. Serce R-2, dwie spirale Slima-Spurlinga: harmonizator poIewej i urzÂądzenie Acu-Vac po prawej.

Jon i Slim twierdzili zgodnie, Âże pola energii toroidalnej sÂą „Âżywe„ (w póŸniejszym czasie widziaÂłem na wÂłasne oczy jak wchodziÂły w interakcje z przyrodÂą). StaraÂłem siĂŞ zachowaĂŚ otwartoœÌ umysÂłu, bowiem wiele informacji, ktĂłre mi wĂłwczas przekazywali, byÂło dla mnie caÂłkowitÂą nowoÂściÂą.

Na pocz¹tku nauczy³em siê stroiÌ R-2, kieruj¹c siê odczuciami w rejonie trzeciego oka, kiedy obraca³em kolejno cztery tarcze. By³o to naprawdê bardzo ³atwe. Mia³em ju¿ sporu doœwiadczenia z zakresu panowania nad silami psychicznymi, tote¿ wszystko wydawa³o mi siê naturalne. (PóŸniej zda³em sobie sprawê, ¿e niewielu ludzi potrafi³o zrobiÌ to w³aœciwie, chocia¿ niemal ka¿dy wra¿liwy cz³owiek mo¿e zostaÌ do tego odpowiednio przeszkolony.)

KontynuowaÂłem trening do dnia, w ktĂłrym Slim i Jon dali mi do zrozumienia, Âże jestem gotĂłw sprawdziĂŚ swoje umiejĂŞtnoÂści. Mialem nastroiĂŚ R-2 w Âśrodowisku naturalnym i przywrĂłciĂŚ rĂłwnowagĂŞ w niewielkim rejonie Denver, ktĂłry ulegÂł „rozstrojeniu". (Kiedy R-2 ulega rozstrojeniu, obszar, na ktĂłrym funkcjonowaÂło, bardzo szybko powraca do stanu pierwotnego zanieczyszczenia. Zwykle dzieje siĂŞ tak jut po dwĂłch tygodniach). W tamtej chwili trudno byÂło mi uwierzyĂŚ, Âże Denver choĂŚ w najmniejszej czĂŞÂści moÂże byĂŚ zanieczyszczone, a jednak obaj potwierdzili, Âże tak jest.

UdaliÂśmy siĂŞ do miejsca oddalonego o 30 kilometrĂłw na poÂłudniowy wschĂłd, znajdujÂącego siĂŞ niemal na przedmieÂściach Denver. Nie znalem tej dzielnicy. ZaparkowaliÂśmy samochĂłd tuÂż przy drodze i ruszyliÂśmy w gĂłrĂŞ zbocza do linii granicznej. Na szczycie okazaÂło siĂŞ, Âże roÂśnie tam niewielki las.

Nigdy me zapomnĂŞ tego, co ujrzaÂłem po dotarciu na szczyt wzgĂłrza, kiedy rozglÂądaÂłem siĂŞ po szerokiej dolinie rozÂłoÂżonej po drugiej stronie. CaÂły obszar przykrywaÂła czerwonobrÂązowa chmura zanieczyszczeĂą, rozciÂągajÂąca siĂŞ w promieniu kilkunastu kilometrĂłw. Pod maÂłym drzewem, ukryte przed oczami przechodniĂłw, leÂżaÂło urzÂądzenie R-2 emitujÂące swojÂą cichÂą melodiĂŞ chmury deszczowej. Problem polega) na tym, Âże byÂło ono rozstrojone.

Jon i Slim polecili mi usi¹œÌ naprzeciwko R-2. Chcieli sprawdziÌ, czy poj¹³em lekcjê. Przepe³nia³a mnie ciekawoœÌ i dzieciêce podniecenie na myœl o tym, co siê stanie. Usiad³em wiêc po turecku i zamkn¹³em oczy. Pogr¹¿y³em siê w medytacji, aby zorientowaÌ siê, jak nastroiÌ R-2.

Kiedy tylko zacz¹³em obracaÌ tarcze, Jon powstrzyma³ mnie, mówi¹c:

„Miej oczy otwarte i obserwuj chmurĂŞ zanieczyszczeĂą."

UsÂłuchaÂłem go, chociaÂż nie tak mnie uczono. UtkwiÂłem wzrok w toksycznej chmurze i zabraÂłem siĂŞ do obracania tarcz. Jon przerwaÂł mi jeszcze raz i nakazaÂł sÂłuchaĂŚ ptakĂłw.

"Co takiego?" - spytaÂłem, obracajÂąc siĂŞ w jego stronĂŞ. Podczas caÂłego treningu nikt nawet nie wspomniaÂł o ptakach.

„Po prostu sÂłuchaj ptakĂłw" -powtĂłrzyÂł. -„Wszystko zrozumiesz."

Nie mia³em pojêcia, o czym mówi³, ale zastosowa³em siê do jego poleceù. Kiedy obróci³em pierwsz¹ tarczê, poczutem, ¿e coœ siê zmienia i to na sporym obszarze wokó³ mnie. Nie nast¹pi³y jednak ¿adne widoczne zmiany. Kiedy obróci³em czwart¹ tarczê, jednoczeœnie wyst¹pi³y dwa zjawiska, które zaskoczy³y mnie, a wrêcz wprawi³y w zadziwienie.

W jednej chwili czerwonobr¹zowa chmura zanieczyszczeù znik³a, pozostawiaj¹c przejrzyst¹ i czyst¹ atmosferê. Przypomina³o to prawdziwy cud. Jednoczeœnie, w chwili znikniêcia chmury, wokó³ mnie rozœpiewa³y siê i rozÌwierka³y setki ptaków. Do tej pory nie zdawa³em sobie nawet sprawy z ich obecnoœci! Wszystko to wywar³o na mnie ogromne wra¿enie. Zobaczy³em i poczu³em moc R-2 i w tym samym momencie zyska³em pewnoœÌ, ¿e ta nowa nauka jest ca³kowicie realna i ¿e muszê dowiedzieÌ siê wiêcej na ten temat drog¹ bezpoœrednich doœwiadczeù.

W owym czasie, szczególnie w roku 1995 i na pocz¹tku roku 1996, powietrze w Denver by³o niezwykle czyste. By³ to efekt dzia³ania R-2, choÌ urz¹d oczyszczania miasta sobie przypisywa³ ca³¹ zas³ugê. Stwierdzono, ¿e zastosowano odpowiednie œrodki, aby oczyœciÌ powietrze w Denver, Tymczasem sam widzia³em na w³asne

czego dokonywaÂło urzÂądzenie R-2 i wiedziaÂłem, Âże przedstawiciele urzĂŞdu nie majÂą tym nic wspĂłlnego.

Co wiêcej, Jon i Slim oddali R-2 do sprawdzenia niezale¿nemu laboratorium w Fort Collins, w stanie Kolorado. Wyniki badaù dowiod³y ponad wszelk¹ w¹tpliwoœÌ, ¿e R-2 dzia³a tak, jak za³o¿yli jego twórcy, Pracownicy laboratorium obserwowali dzia³anie urz¹dzenia przez okreœlony czas, a nastêpnie je wy³¹czyli. Potwierdzono naukowo i udokumentowano wówczas fakt, ¿e stopieù zanieczyszczenia powietrza spad³ w czasie dzia³ania R-2, a nastêpnie wzrós³, kiedy je wy³¹czono. Testy powtarzano kilkakrotnie w przeci¹gu trzech miesiêcy. Eksperyment œledzili równie¿ uczeni z Amerykaùskich Sil Zbrojnych w Bazie Si³ Powietrznych w Kirkland, podobnie jak obserwowali moje próby przeprowadzane w Phoenix , o czym niebawem opowiem. Zapytano nas wówczas, czy zgadzamy siê poddaÌ nasz sprzêt oraz siebie samych inwigilacji naukowej. Wyraziliœmy zgodê, a wyniki tych oglêdzin dowiod³y, ¿e R-2 rzeczywiœcie usuwa z powietrza wszelkie zanieczyszczenia.

Po powrocie do laboratorium Jon i Slim kazali mi usi¹œÌ i ofiarowali mi prywatne urz¹dzenie R-2, które mia³em zabraÌ ze sob¹ do Arizony i tam z nim eksperymentowaÌ. Przyznajê, ¿e czu³em siê jak dziecko, które dosta³o wreszcie upragnion¹ zabawkê. Cierpliwie czeka³em na powrót do domu, kiedy wreszcie bêdê móg³ samodzielnie przetestowaÌ to niewiarygodne urz¹dzenie.

* * *

Kiedy przyjechaÂłem do domu, przeczytaÂłem na pierwszej stronie Arizona Republic, z dnia 30 maju 1996 roku artykuÂł o zatrwaÂżajÂącym wrĂŞcz stopniu zunieczyszczenia powietrza w Phoenix. Gubernator Arizony Fife Symington twierdziÂł, Âże stopieĂą zanieczyszczenia powietrza okreÂśla siĂŞ jako „powaÂżny'". Co kilka dni wydawano ostrzeÂżenia, a sytuacja pogarszaÂła siĂŞ z dnia na dzieĂą.

Gubernator Symaington zareagowaÂł powoÂłaniem „SiÂł strategicznych do postĂŞpowania z ozonem", kie­rowanych przez adwokata Rogera Ferlanda, W kwestii poszukiwania rozwiÂązaĂą problemu zanieczyszczenia powietrza pan Ferland wypowiedziaÂł siĂŞ w artykule zamieszczonym w Arizona Republic: „BĂŞdziemy prĂłbowali wszystkiego. RozwaÂżymy kaÂżdÂą moÂżliwoœÌ, niezaleÂżnie od tego, jak okaÂże siĂŞ ona radykalna, trudna czy teÂż kosztowna. Niczego nie pominiemy".

Pan Ferland stwierdzi³, ¿e zadanie oczyszczenia Phoenix jest absolutn¹ koniecznoœci¹. Toksyny doprowadz¹ bowiem do ruiny turystykê oraz inne ga³êzie biznesu, a jednoczeœnie wp³yn¹ ujemnie na stan zdrowia mieszkaùców.

Napisa³em wówczas list do pana Ferlanda z proœ­b¹ o pomoc w zainstalowaniu R-2. Dysponowaliœmy przecie¿ dowodami naukowymi na potwierdzenie skutecznoœci urz¹dzenia, pochodz¹cymi z niezale¿nego Iaboratorium oraz z bazy Si³ Powietrznych Stanów Zjednoczonych. S¹dzi³em, ¿e nam pomog¹, zw³aszcza, ¿e nie prosiliœmy o wsparcie finansowe. Jak¿e siê jednak myli³em! Mój list zawiera³ proœbê do miasta Phoenix o to, by pozwoli³o nam zademonstrowaÌ mo¿liwoœci wynalazku. Pokrylibyœmy wszelkie koszty, zaœ zadaniem drugiej strony mia³a byÌ wy³¹cznie rejestracja naszych Postêpów.

W odpowiedzi zadzwoniÂł do mnie urzĂŞdnik o nazwisku Joe Gibbs. OÂświadczyÂł, Âże nie sÂą zainteresowani R-2 i Âże nie udzielÂą nam najmniejszego poparcia. Nie macie pojĂŞcia, jak zdeprymowaÂła mnie taka reakcja. Dopiero wtedy uÂświadomiÂłem sobie, Âże artykuÂł miaÂł tylko zamydliĂŚ oczy mieszkaĂącom miasta, Âże tak naprawdĂŞ nikt nie zamierzaÂł zajmowaĂŚ siĂŞ sprawÂą zanieczyszczenia Âśrodowiska. Moja propozycja zostaÂła definitywnie odrzucona.

Na szczĂŞÂście nikt nie mĂłgÂł mnie powstrzymaĂŚ od prowadzenia badaĂą. R-2 wymaga jedynie mocy 9 woltowej baterii. Zaledwie miliwolty wystarczajÂą, by uruchomiĂŚ aparaturĂŞ, a prawo federalne gÂłosi, Âże wszelkie urzÂądzenia dziaÂłajÂące na mocy mniejszej od 1 wolta nie podlegajÂą regulacjom.

Tak wiêc 4 czerwca 1996 roku uruchomi³em pierwszy R-2 w Cave Creek na pó³nocnym kraùcu Scottsdale. Powietrze by³o tam tak brudne i suche, ¿e trudno by³o oddychaÌ. Nie pada³o ju¿ od wielu miesiêcy i teraz wysycha³y nawet niektóre kaktusy. Minê³y trzy dni i nic siê nie wydarzy³o. Jednak czwartego dnia nad moim domem zawis³a ma³a czarna deszczowa chmura. W ca³ej Arizonie po³udniowej niebo by³o bez chmurne z wyj¹tkiem kawa³ka nad moim domem, w którym umieœci³em R-2. Moja chmura ros³a. Dziesi¹tego dnia rozros³a siê do rozmiaru 22 kilometrów œrednicy i wtedy po raz pierwszy od bardzo d³ugiego czasu spad³ deszcz, któremu towarzyszy³y

bÂłyskawice. Takie bÂłyskawice widziaÂłem tylko raz czy dwa razy w Âżyciu. RozpĂŞtaÂła siĂŞ wielogodzinna burza, raz po raz rozlegaÂły siĂŞ grzmoty, a niebo rozjaÂśniaÂły bÂłyski gromu. W powietrzu rozchodziÂł siĂŞ przyjemny zapach ozonu. Powoli niebo zaczĂŞÂło dawaĂŚ coraz wiĂŞcej wody. Od tamtej pory ponadto niemal codziennie, a ÂświeÂża woda zmywaÂła toksyny z powietrza, napeÂłniajÂąc wyschniĂŞte koryta rzek i jezior.

Do wrzeœnia 1996 roku pole fali stworzone przez R-2 by³o ju¿ ustabilizowane i od pierwszego dnia tego miesi¹ca przesta³y ukazywaÌ siê alarmuj¹ce komunika­ty o zagro¿eniu zanieczyszczeniem powietrza. Sytuacja zmieni³a siê dopiero wtedy, kiedy przedstawiciele Si³ Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych poprosili o wy³¹czenie aparatury, aby przekonaÌ siê, co siê stanie.

Wy³¹czyliœmy j¹ 12 maja 1998 roku, a ju¿ z koùcem miesi¹ca powróci³a warstwa zanieczyszczeù, w mieœcie zaœ wydano pierwszy od d³ugiego czasu komunikat o zagro¿eniu. Podczas przeprowadzania tej próby (w marcu 1997 roku umieœciliœmy drugie urz¹dzenie R-2 w samym Phoenix i wtedy to efekty jego dzia³ania zaczê³y byÌ widoczne) poziom wêglowodoru w powietrzu pozostawa³ na poziomie liczb pojedynczych. Zdarza³o siê, ¿e w centrom miasta poziom wêglowodorów w powietrzu by³ równy zeru. Nie by³o tam absolutnie nic, najmniejszego œladu zanieczyszczeù. Niestety, R-2 nie radzi³o sobie z azotanami, które s¹ przyczyn¹ zanieczyszczeù w warstwie ozonowej, ale skutecznie usuwa³o wêglowodór. Wszystko to zosta³o zarejestrowane w publicznych zapisach.

Pod koniec eksperymentu mia³em ju¿ pewnoœÌ, ¿e R-2 jest prawdziwym sukcesem, ale przedstawiciele Si³ Powietrznych Armii Amerykaùskiej, którzy monitorowali wszelkie moje poczynania, kazali mi przerwaÌ ca³¹ operacjê. Chcieli siê przekonaÌ, co siê wówczas wydarzy, a jednoczeœnie poinformowali mnie, ¿e w³adze nigdy nie wydadz¹ mi zezwolenia na dalsze dzia³ania. Sugerowali, bym wyniós³ siê zagranicê. W ten sposób z b³ogos³awieùstwem Si³ Powietrznych podj¹³em eksperyrnenty na obcej ziemi.

Od czerwca 1996 roku do maja 1998 pracowa³em nad R-2 i osi¹gn¹³em zadziwiaj¹ce rezultaty, których w³adze Phoenix nie chcia³y przyj¹Ì do wiadomoœci.

W koĂącu wysÂłaÂłem do nich kolejny list.

7 maja 1998

miasto Phoenix Burmistrz Skip Rimsza 200 W Washington Phoenix, Arizona 85003

Drogi panie burmistrzu,

w maju 1996 roku „Arizona Republic" zamieÂściÂła artykuÂł, w ktĂłrym poinformowano opiniĂŞ publiczna o zatrwaÂżajÂącym stopniu zanieczyszczenia powietrza w Phoenix, ktĂłre zagraÂżaÂło przyszÂłoÂści jego mieszkaĂącĂłw. PrzeczytaÂłem tam rĂłwnieÂż, Âże gubernator Fife Symington ustanowiÂł specjalna jednostkĂŞ, zajmujÂącÂą siĂŞ sprawa zanieczyszczeĂą, na ktĂłrej czele stencil mecenas Roger Ferland. Do³¹czam kopiĂŞ tego artykuÂłu. Pan Ferland oÂświadczyÂł w nim: „BĂŞdziemy prĂłbowali wszystkiego. RozwaÂżymy kaÂżda moÂżliwoœÌ, niezaleÂżnie od tego, jak okaÂże siĂŞ ona radykalna, nudna czy tez kosztowna. Niczego nie pominiemy ".

Z panem Joem Gibbsem, który jest cz³onkiem grupy zajmuj¹cej siê problemem zanieczyszczenia powietrza, rozmawia³em w sprawie urz¹dzenia, które stosowaliœmy ju¿ w Denver w stanie Kolorado w roku 1995. Okaza³o siê, ¿e Denver w onym czasie mia³o najczystsze powietrze w ca³ej swojej historii, Pan Gibbs powiedzia³ nam ¿e niej zainteresowany wypróbowaniem naszego urz¹dzenia. Poniewa¿ zu¿ywa ono mniej ni¿ jeden want energii, nie ma prawa zakazuj¹cego przeprowadzania prób na w³asn¹ rêkê. Powiedzieliœmy zatem panu Gibbsowi, ¿e pokryjemy wszelkie koszty dzia³ania naszej, aparatury. Tak¿e i tym razem odmówi³. Prosiliœmy ¿eby przynajmniej zgodzi³ siê monitorowaÌ cale przedsiêwziêcie, ale bez skutku. NajwyraŸniej nie chcia³, nam pomóc. Zachowywa³ siê niezgodnie z tym co pan Ferland oœwiadczy³ w wymienionym artykule. Kiedy kilka miesiêcy póŸniej chcieliœmy mu przekazaÌ wyniki niezale¿nych testów laboratoryjnych dotycz¹cych naszego urz¹dzenia - by³ zbyt zajêty. Nie wykazywa³ te¿ wiêkszego zainteresowania, kiedy zadzwoniono do niego z dowództwa Si³ Powietrznych, które równie¿ z nami wspó³pracowa³y.

4 czerwca 1996 roku uruchomiliœmy nasze urz¹dzenie nie o minimalnym zasiêgu 52 kilometrów w Cave Creek / Phoenix. Aktywacja systemu zajmuje trzy dnu, a jego stabilizacja oko³o trzech miesiêcy. Peln¹ wydajnoœÌ osi¹gnê³o ono zatem 1 wrzeœnia 1996 roku. W mieœcie takim jak Phoenix potrzeba jednak co najmniej dziewiêÌ takich urz¹dzeù, ale przekracza³o to nasze mo¿liwoœci. Jedno dzia³aj¹ce urz¹dzenie przypomina zatem piêkny nowiutki samochód jednak o mocy zaledwie 25 koni mechanicznych. To byto jednak lepsze ni¿ nic.

Przed wrzeÂśniem 1996 roku w Phoenix niezwykle czĂŞsto ogÂłaszano stan alarmowy, zaÂś Agencja Ochrony ÂŚrodowiska miaÂła wpisaĂŚ miasto na listĂŞ „powaÂżnie zagroÂżonych stopniem zanieczyszczenia powietrza".

Od wrzeÂśnia jednak nie pojawiÂło siĂŞ ani jedno ostrzeÂżenie alarmowe. StopieĂą zanieczyszczeĂą konsekwentnie

spadaÂł. W marcu 1997 zainstalowane zostaÂło kolejne urzÂądzenie w okolicy lotniska. Zabieg ten wzmocniÂł dziaÂłanie catego ssystemu, a jednoczeÂśnie poprawiÂł sytuacjĂŞ w Phoenix.

Nasze postĂŞpy Âśledzi od pewnego czasu Baza SiÂł Powietrznych w Kirkland w Nowy Meksyku. Przeprowadzono tam testy naszego urzÂądzenia i jeÂśli bĂŞdzie pan zainteresowany ich opiniÂą, proszĂŞ zadzwoniĂŚ do puÂłkownika Pama Burra. PodajĂŞ numer telefonu.

Napisaliœmy ten list, poniewa¿ chcemy Pana poinformowaÌ, i¿ 12 maja 1993 wy³¹czamy ca³a aparaturê. Ju¿ od trzech tygodni system ulega rozstrojeniu. W ci¹gu nastêpnych 90 do 120 dni zanieczyszczenie powietrza mo¿e powróciÌ do stopnia, jaki osi¹gnê³o przed aktywacj¹ naszego urz¹dzenia, czyli sprzed czerwca 1996 roku. S¹dz¹c po tym, jak w³adze Phoenix reagowa³y do tej pory na dowody naukowe, nie oczekujemy odpowiedzi. Jeœli jednak uzna Pan, ¿e moglibyœmy byÌ pomocni w oczyszczaniu miasta, proszê do nas zadzwoniÌ.

W trosce o ZiemiĂŞ

Dru Melchizedek General manager

Do wiadomoÂści: pÂłk. Pam Burr Arizona Republic QED Research, llc Gub. Jane Hull


W czasie trwania prĂłb powoli zaczynaÂłem rozumieĂŚ co siĂŞ naprawdĂŞ dziaÂło i w jaki sposĂłb ÂświadomoœÌ ludzka wchodzi w interakcjĂŞ z polem R-2. OdkryÂłem, Âże R-2 zostaÂło fizycznie stworzone na obraz ludzkiego ciaÂła Âświetlistego, Mer-Ka-Ba. Dlatego wÂłaÂśnie osoba znajÂąca medytacjĂŞ Mer-Ka-Ba, jak rĂłwnieÂż wibracjĂŞ „chmury deszczowej", mogÂła po³¹czyĂŚ oba skÂładniki, a nastĂŞpnie odtworzyĂŚ dziaÂłanie R-2 wy³¹cznie dziĂŞki czystej ÂświadomoÂści bez pomocy maszyny.

RozmyÂślaÂłem o tym godzinami. Pewnego dnia prowadziÂłem wykÂład w Australii na temat Mer-Ka-Ba, kiedy jeden z uczestnikĂłw zapytaÂł:

„Skoro R-2 moÂże zmieniaĂŚ atmosferĂŞ na pewnym obszarze, to dlaczego tego samego nie miaÂłaby zrobiĂŚ osoba znajÂąca Mer-Ka-Ba?"

Wyj¹³ mi to z ust...

OCZYSZCZANIE POWIETRZA ZA POMOCÂĄ

LUDZKIEGO CIAÂŁA ÂŚWIETLISTEGO

W pó³nocnej czêœci wschodniego wybrze¿a Australii panowa³a straszliwa susza. Nie pamiêtam, kiedy to by³o, ale najpewniej w roku 1997 lub 1998. W okolicznych lasach co jakiœ czas samoistnie wybucha³y po¿ary, a¿ powietrze by³o ciê¿kie od dymu i p³omieni. By³o niewiarygodnie sucho!

W tej sytuacji wraz z wymienionym uczestnikiem zajêÌ oraz trójk¹ obserwatorów rozpocz¹³em medytacjê Mer-Ka-Ba, w której pos³a³em falê w formie deszczowej chmury do atmosfery w promieniu wielu kilometrów.

Tego popo³udnia nic siê nie wydarzy³o, ale nastêpnego ranka obudzi³o nas bêbnienie deszczu po metalowym dachu domku. Niebo zaci¹gnê³o siê chmurami i gêst¹ mg³¹. Wyskoczy³em z ³ó¿ka i podbieg³em do okna, za którym rozszala³a siê prawdziwa ulewa. By³em przejêty jak dziecko.

Wiedzia³em, ¿e siê nam uda³o, choÌ jednoczeœnie zdawa³em sobie sprawê, ¿e móg³ to byÌ pojedynczy wypadek, czysty zbieg okolicznoœci. Pada³o przez trzy dni i d³u¿ej, po moim powrocie do Ameryki. Zadzwoni³ póŸniej do mnie przyjaciel z Australii i powiedzia³, ¿e deszcz nie ustawa³, mimo ¿e minê³y ju¿ dwa Tygodnie. Oœwiadczy³, ¿e po¿ary lasów wygas³y na dobre, a rz¹d obwieœci³ koniec suszy.

Ostatnie zdarzenia zaostrzy³y moj¹ ciekawoœÌ. Czy to naprawdê mo¿liwe? Czy przeciêtny cz³owiek mo¿e zmieniÌ stan pogody dziêki medytacji? Kilka miesiêcy póŸniej pojecha³em do Mexico City, aby nauczaÌ techniki Mer-Ka-Ba i opowiedzia³em uczestnikom o deszczu w Australii. Jeden z nich powiedzia³:

„Skoro potrafiÂłeÂś tego dokonaĂŚ w Australii, moÂże sprĂłbujesz w Mexico City? Nasze powietrze jest tak zanieczyszczone, Âże z trudem oddychamy."

MuszĂŞ przyznaĂŚ, Âże podczas moich podró¿y po caÂłym Âświecie nie widziaÂłem jeszcze miasta, w ktĂłrym powietrze byÂłoby tak zatrute. Brud ograniczaÂł widocznoœÌ na odlegÂłoœÌ zaledwie dwĂłch ulic. W Âśrodku dnia nie widaĂŚ byÂło nawet nieba. Miasto spowite byto brunatnÂą zasÂłonÂą, a z kaÂżdym oddechem mialem „wraÂżenie, jakbym staÂł za ciĂŞÂżarĂłwkÂą diesla. Z ca³¹ pewnoÂściÂą czekaÂło mnie prawdziwe wyzwanie.

W obecnoœci ponad czterdziestu œwiadków uda³em siê do centrum miasta, do staro¿ytnej piramidy usytuowanej w pobli¿u kilku autostrad. Wspiêliœmy siê na szczyt, z którego rozci¹ga³ siê widok na cale miasto. choÌ widocznoœÌ nadal ogranicza³a gêsta pow³oka toksyn.

ZasiedliÂśmy a krĂŞgu, zwrĂłceni twarzami do Âśrodka duÂżego pÂłaskiego poroÂśniĂŞtego trawÂą placu na szczycie piramidy. Wszyscy wiedzieli, co zamierzam

zrobiÌ: mia³em rozpocz¹Ì medytacjê, u¿ywaj¹c swojego naturalnego pola Mer-Ka-Ba jako nadajnika do

wysy³ania wibracji w formie chmury deszczowej, tu¿ przed powstaniem pierwszej b³yskawicy. Ustawi³em zegarek, podobnie jak reszta uczestników, i rozpocz¹³em medytacjê.

Ryc. Piramida w Mexico City.

Po piêtnastu minutach w niebie dok³adnie nad moj¹ g³ow¹ otworzy³a siê b³êkitna dziura. Wszyscy j¹ wi­dzieli. Dziura powiêksza³a siê coraz bardziej! Po na­stêpnych piêtnastu minutach osi¹gnê³a ju¿ œrednicê trzech do czterech kilometrów. By³a to doskonale okr¹­g³a dziura poœród zanieczyszczonej warstwy powietrza. Wygl¹da³a jakby by³a wyciêta specjalnym przyrz¹dem do robienia ciasteczek. Wszêdzie wokó³ wci¹¿ wisia³a brunatna pow³oka, ale w œrodku, tam gdzie siê znajdowaliœmy, powietrze by³o czyste i rzeœkie. Pachnia³o ró¿ami, a nad naszymi g³owami zawis³ œliczny ró¿owy ob³oczek. By³ to piêkny widok.

Przez trzy godziny i piêtnaœcie minut, jak obliczyliœmy póŸniej, pow³oka brudu tkwi³a nieruchomo. Rz¹d wys³a³ helikoptery zwiadowcze, aby przekonaÌ siê, sk¹d wziê³a siê dziura w niebie, ale nie dowiedzia³em siê, do jakich doszed³ wniosków. Ostatecznie powiedzia³em uczestnikom, ¿e zamierzam koùczyÌ medytacjê i wtedy zobaczymy, co siê stanie. Kiedy tylko j¹ przerwa³em, pow³oka brudu natychmiast pospieszy³a z powrotem, zasnuwaj¹c woln¹ przestrzeù. tu¿ po piêtnastu minutach owion¹³ nas okropny odór miejskich wyziewów i toksyn. Ponownie znaleŸliœmy siê w gêstej mgle, która skry³a miasto.

Pamiêtam, co czulem podczas lotu do Stanów Zjednoczonych. By³em absolutnie pewien, ¿e ludzka œwiadomoœÌ stanowi odpowiedŸ na wszystkie nasze problemy. Z trudem opanowywa³em podniecenie. Powtórzy³em tê medytacjê dwa razy w Anglii i dwa razy w Holandii. Za ka¿dym razem dzia³a³a doskonale. I za ka¿dym razem obserwowali to œwiadkowie w grupie co najmniej piêÌdziesiêciu osób. Drugi taki wypadek, maj¹cy miejsce w Anglii, radykalnie odmieni³ moje ¿ycie.

SPOTKANIE Z WEWNÊTRZNYM ¦WIATEM SERCA

Nie pamiêtam dok³adnie, w którym miejscu to siê zdarzy³o. Znajdowaliœmy siê wówczas w Anglii. na wrzosowisku, nad którym s³oùce nie pojawia³o siê od szeœciu miesiêcy. Wszystko wokó³ przesi¹kniête by³o gêst¹ zawiesin¹ mg³y, która sprawia³a. ¿e rzeczy zdawa³y siê pe³ne wilgoci. Prowadzi³em tam czterodniowy warsztat poœwiêcony Mer-Ka-Ba dla grupy sk³adaj¹cej siê z piêÌdziesiêciu piêciu osób. Ostatniego dnia zaproponowa³em, byœmy przeprowadzili wspólnie medytacjê w celu oczyszczenia powietrza choÌ tamtejsze powietrze nie by³o zanieczyszczone tylko nas¹czone mg³¹. Mimo to wewnêtrzny g³os podpowiada³ mi abym siê tym nie sugerowa³, tylko przeprowadzi³ medytacjê i obserwowa³, co siê stanie.

Nie³atwo by³o przekonaÌ Anglików do wyjœcia na przesi¹kniête deszczem i mg³¹ zielone pole, na którym mieli usi¹œÌ w krêgu i przeprowadziÌ medytacjê. W koù­cu jednak sk³oni³em ich do tego. Pewnie uznali mnie za osobê lekko zwariowan¹, ale dali siê namówiÌ.

Wszyscy mieli ze sobÂą parasolki oraz pÂłachty czarnego plastikowego materiaÂłu, na ktĂłrym usiedli. Tak wiĂŞc usiedliÂśmy w grupie piĂŞĂŚdziesiĂŞciu szeÂściu osĂłb poÂśrĂłd deszczu i mgÂły, unoszÂąc w gĂłrĂŞ parasolki, aby odstraszyĂŚ ÂżywioÂły. MusieliÂśmy wyglÂądaĂŚ jak szaleĂący.

W milczeniu rozpocz¹³em medytacjê, przekonany, ¿e coœ siê wydarzy, choÌ nie mia³em pojêcia, co to bêdzie po piêtnastu minutach nad naszymi g³owami powsta³ b³êkitny przeœwit, który zacz¹³ siê rozprzestrzeniaÌ, podobnie jak to mia³o miejsce w Mexico City. Tym razem jednak niebo rozjaœnia³o siê o wiele szybciej, a¿ wolna od chmur przestrzeù osi¹gnê³a œrednicê dwunastu kilometrów. Siedzieliœmy pod czystym b³êkitnym niebem, rozœwietlonym popo³udniowym s³oùcem, a wokó³ nas rozpoœciera³a siê œciana mg³y niczym koliste ogrodzenie.

I nagle to siĂŞ staÂło.

Wszyscy siedz¹cy w krêgu poczuli jednoczeœnie i uœwiadomili sobie obecnoœÌ Boga. Poczu³em, ¿e mam gêsi¹ skórkê. Spojrzeliœmy w niebo i ujrzeliœmy tam ksiê¿yc w pe³ni. Wygl¹da³ jednak inaczej ni¿ zwykle. Niebo by³o tak czyste, ¿e wygl¹da³o, jakby warstwa atmosfery zosta³a usuniêta. Wokó³ ksiê¿yca dostrzeg³em coœ jeszcze. By³o to coœ, czego nigdy dot¹d nie widzia³em, coœ o czym mi tylko opowiadano: gwiazdy... gwiazdy wokó³ ksiê¿yca i to w œrodku dnia! By³ to zachwyca­j¹cy widok.

Nagle moj¹ uwagê przyci¹gnê³o to, co dzia³o siê na Ziemi. Ujrza³em wokó³ mnóstwo ma³ych zwierz¹t. Przypatrywa³y nam siê wiewiórki, gryzonie, psy i inne stworzenia. W pobliskich drzewach œpiewa³y delikatnie ptaki. Mnóstwo ptaków. Rozejrza³em siê po twarzach ludzi siedz¹cych w krêgu i zrozumia³em, ¿e znajduj¹ siê w odmiennym stanie œwiadomoœci. Uœmiechn¹³em siê na wspomnienie œwiêtego Franciszka, patrz¹c jak zwierzêta pragn¹ podjeœÌ jak najbli¿ej nas, pokornych istot ludzkich.

PamiĂŞtam, Âże pomyÂślaÂłem wtedy: „Jest chÂłodno. ChciaÂłbym, Âżeby ogrzaÂło nas sÂłoĂące". W jednej chwili caÂły krÂąg rozÂświetliÂł siĂŞ ÂświatÂłem. Szybko odwrĂłciÂłem siĂŞ w stronĂŞ jego ÂźrĂłdÂła i ujrzaÂłem maÂły cud. ÂŚciana mgÂły skrywala sÂłoĂące, kiedy jednak wyraziÂłem swoje Âżyczenie, w miejscu, w ktĂłrym znajdowaÂła siĂŞ kula ÂświatÂła utworzyÂła siĂŞ dziura, przepuszczajÂąc promienie. PowstaÂły w ten sposĂłb przeÂświt dotrzymywaÂł kroku sÂłoĂącu przez pó³torej godziny. Nasz niewielki krÂąg pogr¹¿onych w modlitwie osĂłb trwaÂł skÂąpany w jasnym Âświetle.

Ostatecznie uzna³em, ¿e doœÌ ju¿ widzieliœmy, zreszt¹ i tak s³oùce powinno zajœÌ za dwadzieœcia minut Oznajmi³em, ¿e pora koùczyÌ medytacjê. Kiedy przerwaliœmy, pow³oka gêstej mg³y niemal natychmiast zasnuta jasne niebo i na powrót spowi³y nas wilgoÌ i deszcz.

Kiedy powstaliœmy, wydarzy³ siê prawdziwy cud. W warsztacie bra³ udzia³ pewien mê¿czyzna, który od ponad dziesiêciu lat by³ unieruchomiony na wózku inwalidzkim. Przyby³ m wraz z ¿on¹. Cz³owiek ten podnosi³ siê z wózka o w³asnych sitach, ale tylko po to, by zmieniÌ pozycjê lub przesi¹œÌ siê na fotel lub ³ó¿ko. Za ka¿dym razem pomaga³a mu w tym ¿ona. Kiedy wszyscy zbierali siê do odejœcia, mê¿czyzna wsta³ z wózka i mszy³ w œlad za innymi. Szed³ bez niczyjej pomocy! Sta³a siê rzecz niemo¿liwa! Porusza³ siê nieco chwiejnym krokiem, ale szed³.

Jego ¿ona dos³ownie zaniemówi³a. Dopiero póŸniej powiadomi³a mnie, ¿e m¹¿ nie Tylko nadal chodzi, ale jego krêgos³up wyprostowa³ siê na tyle, ¿e sta³ siê wy¿szy o piêtnaœcie centymetrów. Zdarzenie na wrzosowisku wype³ni³o nasze serca radoœci¹ i moc¹.

Jako uzdrowiciel widzia³em w ¿yciu wiele cudów, ale czêsto zdarza³o siê, ¿e choroby powraca³y ju¿ nastêpnego dnia. Tymczasem nastêpnego ranka ów mê¿czyzna wszed³ do sali jadalnej na œniadanie u boku swojej rozpromienionej ¿ony. Co wiêcej, znam przyjació³kê tej pary, która od tamtej pory dzwoni do mnie co roku i przekazuje wieœci z ich ¿ycia. Minê³o ju¿ piêÌ lat, a cz³owiek ten nadal chodzi.

Oto historia cz³owieka, który na skutek pewnego prze¿ycia poœród angielskich wrzosowisk pozna³ prawdziw¹ naturê rzeczywistoœci. Wierzê, ¿e uœwiadomi³ sobie, i¿ wszystko jest œwiat³em, a œwiat stworzony zosta³ wewn¹trz ludzkiej duszy. Poczu³ ponad wszelka w¹tpliwoœÌ, ¿e potrafi uleczyÌ siê ze swojej choroby dzia³aniem samej tylko œwiadomoœci.

I udaÂło siĂŞ.

* * *

To zdarzenie odmieni³o równie¿ moje ¿ycie, które zwróci³o siê teraz ku przebudzeniu do rzeczy nieznanych. Zacz¹³em od tej pory zdawaÌ sobie sprawê z tego, ¿e dusza ludzka jest w istocie czymœ znacznie wiêkszym od tego, co s¹dzi na jej temat nauka czy logika. Œwiat zewnêtrzny jest stwarzany przez rzeczywistoœÌ wewnêtrzn¹, która mieœci siê w ludzkim sercu. By³em o tym g³êboko przekonany.

WiedziaÂłem, Âże to „coÂś" znajduje siĂŞ w sercu, poniewaÂż siedzÂąc wĂłwczas w krĂŞgu mego Âświetlistego pola Mer-Ka-Ba, ktĂłre oddalaÂło wibracje chmury deszczowej, czulem ÂźrĂłdÂło owych wibracji. ZnajdowaÂło siĂŞ ono w moim sercu: wszystko dziaÂło siĂŞ poprzez miÂłoœÌ i dziĂŞki miÂłoÂści, ktĂłrÂą ÂżywiÂłem do Matki Ziemi. Powoli przygotowywano mnie do nowego sposobu rozumienia mego zwiÂązku z Âżyciem."


ÂźrĂłdÂło: http://pokazywarka.pl/oczyszczanie-powietrza-przy-pomocy-technologii/
« Ostatnia zmiana: Sierpień 04, 2010, 07:59:00 wysłane przez Leszek » Zapisane

Be Vegan, Go Green 2 Save The Planet!
Leszek
Administrator
Ekspert
*****
Wiadomości: 1391



Zobacz profil WWW Email
« Odpowiedz #1 : Październik 12, 2010, 18:53:42 »

kontynuacja:
http://forum.swietageometria.info/index.php/topic,447.msg2374/topicseen.html#msg2374
Zapisane

mi³oœÌ radoœÌ piêkno
Strony: 1   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap
BlueSkies design by Bloc | XHTML | CSS

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

cinemak classicdayz wyscigi-smierci vfirma ganggob